Pasionek dodał, że nie rozumie komentarzy po sformułowanych na nowo zarzutach umyślnego sprowadzenia katastrofy dla rosyjskich kontrolerów ze Smoleńska - że przypisując sprawstwo kontrolerom, prokuratura przeczy hipotezie o ewentualnym wybuchu. Pytany, czy umyślne, niewłaściwe działanie kontrolerów nie wyklucza hipotezy związanej z wybuchem, odpowiedział: "Na obecnym etapie śledztwa - oczywiście nie". "Każda z przyjętych na wstępie wersji śledczych w dalszym ciągu jest analizowana i do każdej z nich w decyzji merytorycznej kończącej postępowanie prokuratorzy na pewno będą się odnosić" - dodał. Według Pasionka, umyślność działań kontrolerów lotu polegała na podawaniu przez nich "nieprawdziwych i niewłaściwych informacji o rzeczywistym położeniu samolotu podczas zniżania - i to już w odległości 8 km od początku drogi startowej". "Wysłuchując tych komunikatów, piloci kontynuowali zniżanie, pomimo niekorzystnych warunków meteorologicznych, które obligowały - w myśl obowiązujących przepisów - do zamknięcia Siewiernego i skierowania samolotu na inne lotnisko" - dodał. Podkreślił, że dzięki opinii Biura Badań Kryminalistycznych Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego udało się odsłuchać nowe treści podczas rozmów na wieży. "Wzięto pod uwagę niepełne dotychczas wypowiedzi, całe zdania zamiast pojedynczych słów" - powiedział Pasionek. "Nie zrobili nic, by przerwać podejście do lądowania" Według niego, "analiza tego materiału wskazuje, że kilka minut przed katastrofą doszło do nieprawidłowej pracy tzw. radiolokacyjnego systemu lądowania RSP. Innymi słowy - czasowo zanikał znacznik samolotu na radarze kontrolerów" . Pasionek dodał, że mimo to kierownik lotów, jak i kierownik strefy lądowania, nie zrobili nic, by przerwać podejście do lądowania. "Dalej wydawali komendy, które zezwalały na zniżanie i warunkowe próbne podejście do lądowania" - oświadczył. "Jeżeli dodamy do tego faktu wystąpienie niebezpiecznego zjawiska pogodowego, jakim była mgła, możemy ocenić daną sytuację i zachowania kontrolerów jako umyślne - w zamiarze ewentualnym - sprowadzenie katastrofy w ruchu powietrznym" - powiedział Pasionek. "Warto podkreślić, że wszystkie informacje i komendy, jakie były przekazywane załodze od ósmego kilometra, były nieprawdziwe względem rzeczywistego położenia samolotu w przestrzeni" - dodał. Pytany, czy może ujawnić jakieś nowo odczytane fragmenty, Pasionek powiedział, że "na tym etapie nie może tego zrobić". "Myślę, że właściwym momentem będzie chwila, gdy poznamy decyzję władz organów Federacji Rosyjskiej dotyczących naszej odezwy. Bierzemy pod uwagę, że odpowiedź będzie odmowna - wtedy najprawdopodobniej podejmiemy decyzję o upublicznieniu tych stenogramów" - dodał. "Ich komunikaty musiały wprowadzać załogę w błąd" Poproszony o opisanie "kluczowych momentów" w wieży kontrolnej, odpowiedział: "Mogę powiedzieć tylko tyle, że jest obecna cała trójka, oglądają ten monitor i mają pełną świadomość, że od czasu do czasu znacznik samolotu zanika, jest niewidoczny. A zatem na jego podstawie nie było możliwe podanie precyzyjnego komunikatu o położeniu samolotu na ścieżce zniżania. Nie mieli kontaktu wzrokowego, nie mieli radaru. Ich komunikaty musiały wprowadzać załogę w błąd" - podkreślił. "Taka sytuacja zaistniała kilka minut przed tragedią. I trwała do końca, co zresztą wzbudzało nerwowość wśród kontrolerów. A mimo to sprowadzali samolot do samego końca. Komenda odejścia na drugi krąg była spóźniona" - dodał Pasionek. Pytany, co zdecydowało, że ABW uszczegółowiła odczyt kopii zapisu z magnetofonu na wieży, Pasionek odparł, że "w miarę upływu czasu techniki badań fonoskopijnych są doskonalone. ABW zastosowała takie, które pozwoliły na bardziej precyzyjne odszumienie tych nagrań". Ujawnił też, że zaangażowano "rosyjskojęzycznego eksperta, który odczytał znacznie więcej treści niż udało się to biegłym z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Sehna". Pasionek zaznaczył, że współpraca z podkomisją powołaną przy Ministerstwie Obrony Narodowej "była, jest i będzie. Jest niezbędna".