Z artykułów publikowanych w drugiej połowie sierpnia przez portal Onet wynikało, że ówczesny wiceszef MS Łukasz Piebiak utrzymywał w mediach społecznościowych kontakt z kobietą o imieniu Emilia, która miała prowadzić akcje dyskredytujące niektórych sędziów, m.in. szefa Iustitii prof. Krystiana Markiewicza. Miało się to odbywać za wiedzą wiceministra. Po tych doniesieniach Piebiak podał się do dymisji. Cezary Tomczyk (PO) poinformował na środowej konferencji prasowej w Sejmie, że Ministerstwo Sprawiedliwości odmówiło posłom PO-KO ujawnienia dokumentów dotyczących tzw. afery hejterskiej w resorcie. "Dzisiaj przed wyborami Polacy nie mogą poznać prawdy. Jaką tajemnicę ukrywa Zbigniew Ziobro, którego minister Piebiak - który został odwołany - informował o sprawie hejtu? Jaką tajemnicę kryje MS, skoro ciągle te dokumenty mają być niejawne?" - pytał Tomczyk. Podkreślił, że to pierwszy taki przypadek w tej kadencji parlamentu, kiedy posłom odmówiono przekazania dokumentów, o których przekazanie wnioskowali w ramach sprawowania mandatu poselskiego. "By opinia publiczna nie mogła poznać prawdy" Tomczyk zaznaczył, że Polacy mają prawo dowiedzieć się, jaką rolę w sprawie odgrywa Dariusz Matecki, który startuje w wyborach parlamentarnych z listy PiS w Szczecinie. "Pan Matecki mówił, że Donaldowi Tuskowi należy się kula w łeb. I to jest człowiek, którego dzisiaj promuje Zbigniew Ziobro. Nie dowiemy się, jakie umowy podpisuje z nim resort sprawiedliwości" - zaznaczył poseł. Według niego sprawa wygląda tak, "jakby Zbigniew Ziobro, Prokurator Generalny roztoczył parasol ochronny nad szajką hejterów w MS, by opinia publiczna przed wyborami nie mogła poznać prawdy". "MS przede wszystkim ukrywa listę umów, które ma z podmiotami zewnętrznymi. Jest bardzo wielu konsultantów, którzy pracują w MS i jedną takich osób jest Dariusz Matecki" - mówił Tomczyk. Chcą wiedzieć, kto odwiedzał Ziobrę Mariusz Witczak zapowiedział zaskarżenie do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego decyzji Ministerstwa Sprawiedliwości o odmowie udzielenia posłom dostępu do dokumentów. Dodał, że klub PO-KO wnioskował do MS o ujawnienie rejestru umów cywilno-prawnych oraz "księgi wejść i wyjść". Jak podkreślił, posłowie PO-KO chcą dowiedzieć się m.in., kto odwiedzał Zbigniewa Ziobrę w resorcie sprawiedliwości. Według niego to tu "jest podstawowy problem tego resortu, bo Zbigniew Ziobro w dyskusjach Piebiaka z hejterką został określony jako szef, który o wszystkim wie, został zdemaskowany jako człowiek, który się cieszy z tej działalności". "Będziemy szukali sprawiedliwości w niezawisłym sądzie i tam będziemy liczyli, że opinia publiczna po decyzji sądu pozna nazwiska wszystkich ludzi, którzy mogli być powiązani z aferą hejterską" - zapowiedział Witczak. Opozycja: Złamano dwie ustawy Według niego Zbigniew Ziobro i resort sprawiedliwości złamali dwie ustawy: ustawę o dostępie do informacji publicznej oraz ustawę o wykonywaniu mandatu posła i senatora. "Nieprzekazanie nam dokumentów dotyczących afery hejterskiej jest zwyczajnym ukrywaniem dokumentów, które mają charakter jawny. W związku z tą sytuacją jesteśmy zmuszeni pójść do sądu ze Zbigniewem Ziobro i jego resortem" - zaznaczył. Według posła PO ukrywanie tych dokumentów przez MS jest celowe. "Mamy kampanię wyborczą i kalkulacja PiS, Zbigniewa Ziobry jest bardzo prosta: straty wizerunkowe po ujawnieniu tych dokumentów, być może nawet o charakterze karnym, byłyby niesamowite dla całej formacji w związku z tym wolą je przed opinią publiczną ukrywać" - powiedział Witczak. Ziobro: Hucpiarstwo zamiast realnych propozycji W środę podczas konferencji prasowej w Chełmie do zapowiedzi PO-KO odniósł się Zbigniew Ziobro. "Obserwujemy w ostatnim czasie coś co charakteryzuje Platformę Obywatelską, mianowicie takie hucpiarstwo zamiast realnych propozycji, czy sensownych argumentów, których im brakuje" - powiedział minister sprawiedliwości. Jak podkreślił, PO złożyła wniosek, który obejmuje setki tysięcy dokumentów. Dodał, że zgodnie z prawem, aby te dokumenty zostały wydane, muszą być wcześniej przeczytane, a następnie zanonimizowane, bo nie mogą być w nich dostarczone dane osób prywatnych. "Zabrania tego ustawa o ochronie danych osobowych" - zaznaczył Ziobro. Według niego gdyby posłom PO-KO zależało, aby dostać konkretne dokumenty, "to sprecyzowaliby swój wniosek, zawężając go do tych dokumentów, które z punktu widzenia Platformy byłyby celowe do wykorzystania". "Ale im chodziło o czynienie takiego rodzaju politycznej hucpy, bo zdawali sobie sprawę, że gdyby nawet wszyscy pracownicy ministerstwa zostali zaangażowani w tę pracę, musiałoby to trochę potrwać. A wszyscy pracownicy nie mogą jednocześnie zajmować się tylko i wyłącznie wnioskiem PO" - zauważył Ziobro. "Łącznie to są setki tysięcy dokumentów" Dodał, że ustawa przewiduje dla takich sytuacji wydłużenie okresu biegu dostarczenia dokumentów. "Tylko jeden z tych wniosków obejmuje np. sto tysięcy kart dokumentów związanych z wyjściami i wejściami osób do ministerstwa. Łącznie to są setki tysięcy dokumentów. Wszystkie muszą być przeczytane i później dopiero dostarczone" - przekazał Ziobro. Jego zdaniem PO chce utrudniać pracę ministerstwu sprawiedliwości, żeby "nie wywiązywało się ze swoich zadań i nie prowadziło działań jak np. budowa nowych miejsc pracy przy zakładach karnych, czy skuteczna walka z przestępczością". "My zajmujemy się rozwiązywaniem problemów i walką o bezpieczeństwo Polaków. Oni zajmują się hucpą" - stwierdził minister sprawiedliwości.