Pani Katarzyna kupiła swoje wymarzone mieszkanie na warszawskiej Białołęce w 2019 roku. Kobieta od półtora roku spłaca kredyt, który zabiera jej co miesiąc połowę pensji. Mimo tego, że lokal odebrała, a nawet go wykończyła, niestety nie może w nim mieszkać. Mieszka w wynajmowanej kawalerce, po opłaceniu obu mieszkań i prawnika, nie ma za co żyć. - Deweloper zapewniał, że wszystko będzie dobrze, powiedział nawet, że możemy zacząć wykańczać mieszkania. Ja tutaj mam już wszystko, wystarczy wstawić kanapę, telewizor i zacząć mieszkać. Ale nie mogę tego zrobić... - opowiada Katarzyna Krupa. Mieszkania bez kanalizacji i gazu Właściciele mieszkań na warszawskiej Białołęce od blisko dwóch lat pozostają w konflikcie z jednym z deweloperów. Zarzucają mu m.in. sprzedaż mieszkań bez zgody na przyłącza kanalizacyjne i gazowe, niedotrzymanie terminów podpisania aktów notarialnych. Ich pieniądze miały też trafiać nie na rachunek powierniczy, a na konto drugiej spółki dewelopera. - Nie dostaliśmy tych mieszkań dlatego, że nie są wykonane przyłącza, to jest główna przyczyna, to jest cały czas budynek w budowie oficjalnie, natomiast bez przyłączy nie może stać się budynkiem mieszkalnym i nie można przenieść własności na nabywców - mówi Fryderyk Makowski, który już ponad dwa lata czeka na odbiór mieszkania. Przepychanka między deweloperem i urzędnikami W rozmowach z poszkodowanymi deweloper o wszystko obwinia gminnych urzędników, twierdząc, że zablokowali mu podłączenia, żądając budowy drogi. Z kolei urzędnicy zapewniają, że to deweloper nie złożył stosownych projektów. W międzyczasie deweloper wybudował nielegalnie przyłącza gazowe i kanalizacyjne - co potwierdzają urzędnicy z dzielnicy i nadzoru budowlanego. Deweloper się do tego nie przyznaje. - Tak naprawdę należałoby może zapytać się urzędu gminy, dlaczego z uporem maniaka przez półtora roku starała się wymusić na nas budowę ulicy, blokując wszystkie media - tłumaczy deweloper Andrzej K. Gdy poszkodowani zgłosili sprawę do prokuratury i nadzoru budowlanego, pełnomocnicy dewelopera, zdaniem mieszkańców złośliwie, wymienili zamki na klatce schodowej, przez co nabywcy mieszkań nie mają do nich dostępu. - Denerwuje ich na pewno to, że ktoś ich sprawdza, że ktoś sprawdza ich nielegalne działania i że informacje wychodzą na jaw, prawda? W sensie, jeśli się coś robi nielegalnie, to najlepiej po cichu - mówi Fryderyk Makowski Zdaniem mieszkańców deweloper nie powinien w ogóle sprzedawać mieszkań, gdy nie miał podpisanych umów na przyłącza ani ugody z miastem w sprawie drogi, która prowadzi do inwestycji. Więcej już o 19:30 w materiale Karoliny Rogali w programie "Państwo w Państwie" w Polsacie i Polsat News.