Właściciel sklepu we wniosku o dotację napisał, że będzie handlował artykułami przemysłowymi, tytoniowymi i... kolekcjonerskimi. Żadne z nich nie są zakazane, więc przyznaliśmy dotację - tłumaczy Demianiuk. Część z przyznanych 19 tysięcy złotych poszła na reklamę i wyposażenie sklepu, za resztę właściciel mógł kupić same dopalacze. Urzędnicy nie mogą jednak sprawdzić, czym naprawdę handluje mężczyzna, bo pierwsza kontrola odbywa się dopiero po trzech miesiącach od uruchomienia sklepu. Poza tym punkt został zamknięty przez sanepid. Urzędnicy nie wystąpili o zwrot przyznanej dotacji, nie mają też kontaktu z mężczyzną, któremu dali pieniądze. Forum: Czy w sprawie dopalaczy Polska się kompromituje?