W czarnych skrzynkach nic sensacyjnego Premier Donald Tusk powiedział, że nie słyszał zapisów z czarnych skrzynek, jednak z przekazanych mu informacji wynika, że nie ma na nich nic sensacyjnego. Poinformował też, że wszelkie ważne dokumenty, które mieli przy sobie uczestnicy lotu, są już w Polsce. Premier, pytany o dokumenty, jakie mogły mieć przy sobie ofiary katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem, powiedział, że praca ludzi, którzy byli jeszcze przed nim w Smoleńsku, i następnie ich współpraca z Rosjanami "daje duży procent pewności, że wszystko to, co było dla nas ważne, jest w Polsce, i nie zostało w żaden sposób wykorzystane przez gospodarzy". Przyznał jednak, że nie wie, czy do Katynia jakieś ważne dokumenty wieźli ze sobą np. prezes NBP Sławomir Skrzypek czy szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Franciszek Gągor. - Nie mam tej wiedzy - podkreślił Tusk. Premier oświadczył, że nie był obecny przy odsłuchiwaniu jakiejkolwiek z czarnych skrzynek z rozbitego samolotu. Zaznaczył, że jest wśród tych osób, które otrzymały informacje, że dotychczasowy etap odsłuchiwania tych urządzeń nie wnosi żadnych istotnych, sensacyjnych rozstrzygnięć. - Osobiście nie znam tych zapisów, nie prowadzę śledztwa - mówił Tusk. Przyczyną katastrofy nie była awaria Premier Donald Tusk poinformował, że z dużą dozą prawdopodobieństwa można dziś stwierdzić, iż przyczyną katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem nie była awaria maszyny lub eksplozja na jej pokładzie. - Dzisiaj możemy z dość dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, że przyczyną katastrofy nie była awaria samolotu lub eksplozja na jego pokładzie, ale sami państwo widzieli, że zarówno rosyjska jak i polska strona miała poważne problemy, żeby precyzyjnie określić sam moment katastrofy - mówił Tusk podczas konferencji prasowej. Tłumaczył, że po wgłębieniu się w prace śledczych okazuje się, że aby zdefiniować nawet najprostszy fakt dotyczący katastrofy trzeba na wszelki wypadek zbadać wszystkie okoliczności. - Nie wystarczy jeden materiał źródłowy, nie wystarczy zapis z czarnej skrzynki, trzeba zbadać wszystkie okoliczności po to, żeby sformułować definitywny sąd - mówił szef rządu. Lotnisko nie było w optymalnym stanie Donald Tusk powiedział, że lotnisko w Smoleńsku nie było "w optymalnym stanie". Dodał, że za jego stan odpowiada strona rosyjska. Premier był pytany przez dziennikarzy czy przed wylotem prezydenckiego samolotu 10 kwietnia do Katynia polskie albo rosyjskie służby zbadały stan lotniska w Smoleńsku. - Nie ma takiego obyczaju, żeby polskie służby wyjeżdżały wcześniej i sprawdzały wszystkie okoliczności lądowania.(...) Nie sądzę, aby lotniska, na których lądujemy, były wcześniej szczegółowo sprawdzane przez polskie służby - powiedział premier podczas konferencji prasowej. Donald Tusk zaznaczył, że na lotnisku w Smoleńsku przez wiele lat lądowały oficjalne delegacje przy okazji uroczystości katyńskich. - W tym sensie odpowiedzialność za lotnisko biorą gospodarze, a odpowiedzialność za decyzje, że korzystamy z tego lotniska bierze załoga i szefostwo załogi - dodał. Premier, który lądował na lotnisku w Smoleńsku 7 kwietnia, powiedział też, że miał wrażenie, że lotnisko "nie jest w stanie optymalnym". - Dysponowałem wiedzą zanim wylądowaliśmy, że jest to lotnisko tylko czasowo oddawane do użytku - powiedział. Katastrofa samolotu mogła nastąpić o godz. 8.41 Premier Donald Tusk powiedział na konferencji prasowej, że przerwanie pracy niektórych urządzeń w samolocie, który rozbił się pod Smoleńskiem, może wskazywać, iż katastrofa nastąpiła o godz. 8:41. Zastrzegł jednak, że nie zostało to definitywnie stwierdzone. - Mogę powiedzieć, że z relacji (...) tych, którzy uczestniczą razem z Rosjanami, jeśli chodzi o badanie tego, co w aparaturze samolotu do tej chwili odzyskano, to przerwanie pracy niektórych instrumentów wskazywałoby na godzinę wcześniejszą, czyli 8:41 - powiedział Tusk. Zaznaczył jednak, że ta informacja powinna być traktowana jako "przykład, ilustrację, z jakim problemem się tam (w prokuraturze) borykają, niż jako definitywne stwierdzenie". Tusk powiedział, że rozumie prokuraturę, iż nawet w tak elementarnej kwestii jak godzina katastrofy woli poczekać na stuprocentową pewność, niż później wycofywać się z ustaleń. Dotychczas jako godzinę katastrofy podawano godz. 8:56. Prokuratura zadecyduje o upublicznieniu informacji Od decyzji prokuratury będzie zależało tempo i skala informowania opinii publicznej o okoliczności katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem - powiedział w środę premier Donald Tusk. "Wyrażam to przekonanie, podziela je także prokurator generalny, że wszystko co możliwe, wszystko co nie szkodzi śledztwu, wszystko co jest już do zdefiniowane powinno być tak szybko, jak to możliwe ujawnione publicznie" - podkreślił premier. Jak dodał, rozumie prokuraturę i "jej powściągliwość". "Zadaniem prokuratury, akredytowanego i komisji jest dotarcie do wszystkich okoliczności katastrofy, a nie snucie hipotez i spekulacji" - zaznaczył. Donald Tusk powiedział także, że nie widzi, aby to strona rosyjska utrudniała w jakikolwiek sposób polskiej stronie wyjaśnianie przyczyn wypadku. Prokuratura nie ma zastrzeżeń do Rosjan Premier Donald Tusk powiedział, że uzyskał zapewnienie od prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, że do tej pory polska prokuratura nie ma żadnych zastrzeżeń do współpracy ze stroną rosyjską w postępowaniu ws. okoliczności katastrofy pod Smoleńskiem. - W czasie długiego spotkania z prokuratorem generalnym uzyskałem zapewnienie, że jak do tej pory polska prokuratura nie ma żadnych zastrzeżeń do współpracy ze stroną rosyjską - podkreślił Tusk na konferencji prasowej. Według premiera prokuratura od początku ma możliwość uczestniczenia w postępowaniu, w badaniach i w śledztwie prowadzonych przez stronę rosyjską. Jak dodał, dotyczy to także dostępu do czarnych skrzynek od momentu ich odnalezienia, zabezpieczenia, otwarcia i przesłuchań. Jak zaznaczył, zapewnił Prokuraturę Generalną "o pełnej pomocy logistycznej i organizacyjnej oraz dyplomatycznej" w czasie działań prokuratury wojskowej w Rosji. Tusk zapewnił, że prokurator generalny jest z nim w stałym kontakcie i "ma pełną świadomość niezależności prokuratury od innych organów państw". - To bardzo trudny egzamin dla prokuratury, która działa od kilku tygodni w zupełnie nowych warunkach ustrojowych. Ale to także test na ile prokuratura, będąc niezależnym ciałem wobec rządu, będzie w stanie dobrze działać - powiedział premier. W jego ocenie "fakt, że prokuratura jest w pełni niezależna od rządu jest faktem sprzyjającym obiektywizmowi postępowania" w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem. Przypomniał, że bezpośrednio postępowanie w sprawie katastrofy lotniczej prowadzi prokuratura wojskowa, która jest podległa prokuratorowi generalnemu. - To prokuratura będzie ustalała nie tylko przebieg zdarzeń, ale i zakres odpowiedzialności i ewentualnej winy za to tragiczne zdarzenie - mówił szef rządu.