W 2002 roku w Świętokrzyskim Centrum Onkologii w Kielcach kobietę poddano operacji usunięcia piersi. Po zabiegu okazało się, że pierś była zdrowa. Niedawno zaczął się proces chirurgów przeprowadzających tę operację. Zapewne nie obejdzie się bez wysokiego odszkodowania dla pokrzywdzonej. W 2004 roku młoda kobieta poszła do szpitala powiatowego w Pruszkowie na operację jajnika. Zamiast tego usunięto jej nerkę. "Ja na nerki nigdy chorowałam! I nikt w szpitalu nie badał mnie pod tym kątem" - skarżyła się potem prasie pani Lidia. Sąd nad kolegami Działające od 1998 roku w obronie praw pacjenta Stowarzyszenie Primum Non Nocere szacuje na podstawie danych Światowej Organizacji Zdrowia, że w kraju o populacji Polski popełnianych jest rocznie 15 - 20 tysięcy błędów lekarskich. Według danych Naczelnej Izby Lekarskiej, w ostatnich latach do rzeczników odpowiedzialności zawodowej trafia rocznie ponad 2 tys. skarg, z czego przeszło 300 kończy się wnioskiem do sądu lekarskiego. Liczba ukaranych lekarzy oscyluje w granicach 150 - 200 rocznie. Obrońcy praw pacjenta krytykują sądy lekarskie za to, że postępowania przed nimi są tajne nawet dla pokrzywdzonego. "Poszkodowany pozbawiony jest wszelkich praw przed sądem lekarskim. Nie może zadawać pytań czy też występować w charakterze oskarżyciela posiłkowego. Co najwyżej może zostać przesłuchany. Sprawę sądową można prowadzić nie tylko bez jego udziału, ale i utajniając ją przed poszkodowanym" - można przeczytać na stronach Primum Non Nocere. Wszystko to rodzi podejrzenia o tuszowanie błędów kolegów po fachu. A jest to o tyle istotne, że dokumenty i opinie przygotowane przez Izbę Lekarską określają nieraz dalsze losy sprawy karnej. W praktyce prokuratury często korzystają z nich, umarzając większość postępowań karnych prowadzonych przeciw lekarzom. Najczęstsze kary przed sądami lekarskimi to w dodatku jedynie upomnienie lub nagana. Zawieszenie w prawach wykonywania zawodu orzeka się kilka razy w ciągu roku, a pozbawienie prawa wykonywania zawodu orzeczono w zeszłym roku jedno. Dla obrońców praw pacjenta istotny jest jednak nie rodzaj kary dla lekarza, ale samo uznanie jego winy. - Nie apelujemy o podnoszenie kar dla lekarzy. Gdy dojdzie do popełnienia błędu, apelujemy o to, by uznawać winę lekarza, a pacjentowi przyznawać status ofiary, co daje mu określone prawa w naszej rzeczywistości prawnej. Związane jest to np. z obowiązkiem pomocy czy gwarantowaniem leczenia poszkodowanemu - tłumaczy dr Adam Sandauer, założyciel Primum Non Nocere. - Tuszowanie błędów to wyrok na ofiarę, często pozbawiający ją pomocy - dodaje. Jego zdaniem, nieumyślny błąd nie powinien przekreślać całej kariery zawodowej lekarza, tak jak nie odbiera się kierowcy na całe życie prawa jazdy za nieumyślne spowodowanie wypadku. - Jeśli jednak ofiara błędu nie żyje albo została kaleką, to lekarz musi ponieść tego konsekwencje, a ofierze lub jej rodzinie należy się odpowiednie odszkodowanie i zabezpieczenie na przyszłość - uważa rozmówca INTERIA.PL. Odszkodowania płacimy my Uznanie winy lekarza otwiera drogę do uzyskania odszkodowania na drodze cywilnej. Odszkodowania te płacą szpitale, w których popełniono błędy, czyli - innymi słowy - wszyscy podatnicy, a nie sami lekarze. A wysokość odszkodowań wynosi - w zależności od sprawy - od kilku do kilkuset tysięcy złotych. - Za błędy pracownika powinien płacić pracodawca. NFZ przeznacza rocznie na leczenie 35 mld zł, a jeśli przyjąć że średnie odszkodowanie wynosi około 100 tysięcy złotych, to rocznie wypłaca się na odszkodowania kilkadziesiąt milionów złotych. To ułamek procenta wydatków na ochronę zdrowia, to naprawdę niewiele - mówi dr Sandauer. Pytany, czy za błędy nie powinien płacić sam lekarz, odpowiada porównaniem: - A czy pilot rozbitego samolotu powinien płacić odszkodowania poszkodowanym w katastrofie? Odpowiedzialność ponosi towarzystwo lotnicze, które go zatrudniło. - Narodowy Fundusz Zdrowia w trosce o dobro pacjentów wymaga, aby placówki medyczne chcące zawrzeć kontrakt z Funduszem zawarły ubezpieczenie odpowiedzialności cywilnej za szkody wyrządzone w związku z udzielaniem przez nich świadczeń na okres obowiązywania umowy. Ubezpieczenie to obejmuje w szczególności odpowiedzialność cywilną z tytułu przeniesienia chorób zakaźnych i zakażeń, w tym zakażenia wirusem HIV - powiedziała INTERIA.PL Magdalena Dulińska, starszy specjalista w Biurze Prawnym w centrali NFZ. Czarna lista lekarzy Mimo rosnącej liczby przyznawanych przez sądy odszkodowań, obrońcy praw pacjenta wciąż mówią o środowiskowej zmowie milczenia lekarzy. Kilka lat temu powstała nawet internetowa czarna lista lekarzy. Są na niej dane osobowe oraz miejsca pracy medyków, którzy mieli popełnić błędy w leczeniu. Strona jest umieszczona na serwerze zagranicznym, co pozwala ominąć polskie prawo. Twórcy strony ostrzegają co prawda, że "przedstawione tu informacje są niezweryfikowanymi skargami" i że nie biorą odpowiedzialności za zamieszczone tam informacje, a jednak wpisy idą w świat i łatwo o skrzywdzenie dobrego lekarza, który ma wrogów lub zazdrosnych kolegów po fachu. Na stronach Primum Non Nocere można znaleźć link do "czarnej listy". Dr Sandauer przypomina, że zawierająca ocenę nazwa "czarna lista lekarzy" została nadana liście przez środki masowego przekazu, a stowarzyszenie zawsze wypowiadało się o niej jako o liście skarg na lekarzy. - Powstała, by przełamywać zmowę milczenia dotyczącą błędów lekarskich, by nie były tuszowane. Gdyby sytuacja była inna, ta lista by nie powstała - mówi. Pytany o to, czy nie uważa, że anonimowe często wpisy na liście mogą szargać dobre imię niewinnych lekarzy, odpowiada, że na liście znajdują się "skargi, a nie wyroki". Szef Primum Non Nocere przyznaje jednak, że po latach ma mieszane uczucia, jeśli idzie o funkcjonowanie listy. - Łatwiej było podjąć decyzję o uruchomieniu linku do listy niż o zlikwidowaniu go - mówi. Zwłaszcza, że z czasem znalazło się tam wiele wpisów, które - zdaniem Sandauera - mają na celu wyłącznie jej ośmieszenie. I rzeczywiście - znajdują się tam choćby wpisy niejakiego Osamy bin Ladena z Kabulu... Po pierwsze nie szkodzić... W obronie praw poszkodowanego pacjenta łatwo o jednak skrzywdzenie dobrego lekarza. Anna, stażystka w jednym z krakowskich szpitali, spotkała się z przypadkiem mężczyzny, którego lekarze wyciągnęli z bardzo ciężkiego stanu, ale podczas prawie miesięcznego pobytu na oddziale intensywnej terapii nabawił się odleżyn. I choć tylko lekarzom zawdzięcza, że w ogóle żyje, to teraz o spowodowanie tych odleżyn skarży szpital. Często zdarza się też, że pacjent trafia do szpitala w bardzo zaawansowanym stadium choroby z winy swojego niedbalstwa albo lekarza pierwszego kontaktu, który nie postawił właściwej diagnozy. - Ale lekarza pierwszego kontaktu nikt nie skarży. Zawsze obrywa się temu, komu pacjent umrze na rękach, choć często niewiele już może zrobić - mówi Anna. Polskie środowisko lekarskie z pewnością długo będzie się jeszcze uczyło, że lekarz nie jest bezkarnym panem życia i śmierci. Ale trzeba też pamiętać, by zasada "primum non nocere", czyli po "pierwsze nie szkodzić", chroniła nie tylko pacjentów, ale i dobre imię solidnych lekarzy.