Prezydent był pytany o sondaż opublikowany przez "The Irish Times" z którego wynika, że większość Irlandczyków poparłaby Traktat Lizboński, gdyby jako załącznik dołączona została do niego deklaracja odnosząca się do zachowania przez ten kraj własnego komisarza, neutralności i regulowania kwestii aborcji. Według sondażu, Traktat uzupełniony o deklarację poparłoby 43 proc. wyborców, 39 proc. odrzuciłoby go, zaś 18 proc. nie ma w tej sprawie zdania. Prezydent zapytany, czy takie stanowisko Irlandczyków przekonałoby go do ratyfikacji Traktatu odpowiedział: "Przede wszystkim najpierw musi być referendum". Zaznaczył, że trzeba być precyzyjnym i w sondażu "większość Irlandczyków, w tym sensie, że 43 to jest więcej niż 39, powiedziała "tak" pod licznymi warunkami, które nie są pewnie do spełnienia". Lech Kaczyński podkreślił, że szanuje Irlandię i szanuje zasadę jednomyślności. - Traktat Lizboński, w którym udało nam się wywalczyć olbrzymią ilość korzystnych dla Polski zmian - w tym i także mnie osobiście, nie będę tego ukrywał, w ciężkiej walce - nie jest Traktatem optymalnym i nie Polska będzie przeszkodą w jego przyjęciu. Chciałem przypomnieć, że Niemcy go nie podpisały, że nie podpisały go Czechy - mówił prezydent. Natomiast - dodał - "w Polsce tworzy się atmosferę jakby związaną z naszymi kompleksami, których poprzednia koalicja starała się pozbyć, że to Polska odpowiada" za, problemy z ratyfikacją traktatu. - Polska nie będzie przeszkodą, to panu prezydentowi Sarkozy'emu powiedziałem i tutaj słowa dotrzymam. Natomiast Irlandczycy mają prawo się wypowiedzieć. W takich sprawach dalej obowiązuje zasada jednomyślności, czyli także gdyby Malta - mniejszy kraj - powiedziała "nie", to nie - powiedział prezydent. Na pytanie, czy jest jakiś inny termin spotkania z Nicolasem Sarkozy'm skoro nie dojdzie do niego 6 grudnia w Gdańsku, Lech Kaczyński odpowiedział, że zawsze chętnie spotka się z prezydentem Francji. - Ja mu zaproponowałem to spotkanie w Juracie, natomiast to się później jakoś tak rozwinęło, i został zaproponowany termin, który od dawna jest terminem mojej wizyty w Azji, od dawna, od wielu miesięcy, więc jest on tutaj całkowicie nierealny - powiedział prezydent. Prezydent Francji będzie 6 grudnia w Gdańsku, gdzie m.in. odbędzie się szczyt przywódców państw Europy Środkowej i Wschodniej z jego udziałem. Francuski prezydent kilkakrotnie zapowiadał, że spotka się wtedy z Lechem Kaczyńskim, by - jak deklarował - przekonywać naszego prezydenta do ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego. Jednak 6 grudnia nie dojdzie do spotkania, ponieważ w tym czasie polski prezydent będzie przebywał z wizytą w Azji. Kancelaria Prezydenta podkreśla, że od początku uprzedzała, iż to data "ryzykowna", bo w tym czasie Lech Kaczyński ma odwiedzić Japonię, Mongolię i Koreę Południową i ostatecznie tej wizyty nie udało się przesunąć. Prezydent będzie przebywał w Azji od 1 do 7 grudnia. Lech Kaczyński odniósł się też w środę do wypowiedzi Sarkozy'ego, który w ubiegłym tygodniu po szczycie UE-Rosja powiedział m.in., że system obrony przeciwrakietowej w Europie w żaden sposób nie przyczyni się do poprawy europejskiego bezpieczeństwa, a instalacja tarczy antyrakietowej w Europie jedynie skomplikuje sytuację. - Mnie to przede wszystkim martwi, że to był jeden dzień po rozmowie z panem premierem Tuskiem. Jednego dnia jest rozmowa, pełna jedność poglądów, drugiego dnia mamy zakwestionowanie tarczy w Nicei wobec państwa, które nie należy ani do NATO, ani do Unii Europejskiej - to jest wysoce kontrowersyjne - powiedział Lech Kaczyński. Zapytany, co powiedziałby prezydentowi Sarkozy'emu, Lech Kaczyński stwierdził: "że tak postępować w ramach ani NATO, ani Unii nie wolno, że skoro jesteśmy sojusznikami, a ta sprawa dotyczy Polski, Czech i Stanów Zjednoczonych, to bez konsultacji z tymi krajami w tej sprawie lepiej nie zabierać głosu". Dopytywany, czy myśli o zaproszeniu Sarkozy'ego jeszcze raz, prezydent powtórzył, że "zawsze bardzo chętnie porozmawia z prezydentem Sarkozym". - Pamiętam, jego miłe, wspaniałe gesty, jak Grenoble w zeszłym roku, kiedy doszło do straszliwego nieszczęścia. Prezydent Francji, który jak się domyślam jest bardzo zajętym człowiekiem, znalazł czas w niedzielę, żeby tam przyjechać, był tam i premier. Robił rzeczy, o których się pamięta nawet do końca życia - tylko to jest jedna sprawa. Druga sprawa to są interesy naszego kraju, za które ja odpowiadam - powiedział Lech Kaczyński.