Swą decyzję Palikot zaanonsował w sobotę na swym blogu, uzasadniając ją tym, że Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich przyznało jednemu z autorów inkryminowanych tekstów, Wojciechowi Cieśli, tytuł "Hieny Roku" za wywiad z prezesem banku. Okazało się, że Cieśla rozmawiał z inną osobą o tym samym nazwisku. "To kończy moje spory z dziennikarzami i oszczędzając czas i pieniądze, wycofuję w przyszłym tygodniu swoje pozwy" - zapowiedział Palikot. I rzeczywiście, dzisiaj reprezentujący posła mec. Jacek Kondracki oświadczył w Sądzie Okręgowym w Warszawie, że cofa oba pozwy. - Nie wierzę - powiedział w pierwszej chwili sędzia Paweł Pyzio. Potem umorzył postępowanie. Przyznał też stronie przeciwnej - wydawnictwu Axel Springer Polska i b. naczelnemu "Dziennika Polska Europa Świat" Robertowi Krasowskiemu zwrot kosztów procesu - łącznie ok. 47 tys. zł. Konsekwencją cofnięcia pozwów jest także utrata przez Palikota 102,5 tys. zł wpisu sądowego za dwa procesy, który opłacił kilka miesięcy temu. Mec. Kondracki, który jest zobowiązany wykonywać wolę swego mocodawcy, w żaden sposób tego nie skomentował. Pytany, czy jest zaskoczony decyzją swego klienta odparł, że był nią zaskoczony w sobotę, gdy się o tym dowiedział. 10 mln zł żądanego przez Palikota zadośćuczynienia byłoby rekordem - dotychczas żaden polski sąd nigdy nie zasądził takich pieniędzy w procesie o ochronę dóbr osobistych. - To rodzaj ucieczki - tak cofnięcie pozwu skomentował Wojciech Cieśla, który był wezwany na poniedziałek do sądu. - Pan Palikot nie pozwał dziennikarzy, lecz naczelnego gazety i wydawnictwo. Żałujemy, że nie opowie na sali sądowej o źródłach swego finansowania, nadal jesteśmy tego bardzo ciekawi - dodał. W pierwszym pozwie Palikot żądał od wydawcy "Dziennika" Axel Springer Polska (od sierpnia tytuł należy do Infor Biznes) i ówczesnego redaktora naczelnego gazety Roberta Krasowskiego przeprosin w "Dz" i wpłaty 10 milionów zł na lubelskie hospicjum za - jak twierdzi - nieprawdziwe zarzuty, iż ukrył pieniądze w "rajach podatkowych" i otrzymuje pożyczki od nieznanych firm. W drugim pozwie Palikot żądał od wydawcy gazety i Krasowskiego przeprosin w "Dz" i wpłaty 50 tys. zł na cel dobroczynny za artykuł, w którym napisano, że poseł miał wpływać na przebieg przetargów publicznych, by uzyskać pozytywne rozstrzygnięcia dla firm Jacka Prześlugi. "Dz" twierdzi, że Prześluga jest organizatorem publicznej aktywności posła, a zlecenia dają mu "tylko urzędy i samorządy, w których rządzi PO". Pozwani chcieli oddalenia pozwu, powołując się m.in. na konstytucyjne gwarancje wolności słowa oraz krytyki prasowej. W odpowiedzi na pozew Palikota przedstawili liczne wydruki z internetu i umowy pożyczkowe. Wnosili też o przesłuchanie brata posła. Według "Dz", Palikot założył w 2007 r. w Luksemburgu spółkę, która zaczęła pożyczać mu pieniądze. Miała je od małej spółki, której adresem jest skrzynka pocztowa na Cyprze. Jej udziałowcy rezydują na Karaibach - a według byłej żony Palikota - właśnie tam poseł ukrył część majątku. Palikot oświadczał, że nie jest związany z żadną ze spółek, od których pożyczał pieniądze, a doniesienia prasowe na ten temat są elementem nagonki politycznej. Oprócz pozwów cywilnych Palikot złożył też w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa prywatny akt oskarżenia wobec autorów artykułów "Dz". Zarzuca im przestępstwo pomówienia w mediach, za co kodeks karny przewiduje grzywnę, ograniczenie wolności albo do dwóch lat więzienia. Tego procesu także nie będzie, bo akt oskarżenia nie został nawet opłacony opłatami sądowymi.