Pozew przeciwko Tanajnie, który Ruch Palikota złożył w trybie wyborczym, dotyczył jego wypowiedzi m.in. w tygodniku "Wprost", że w Ruchu obowiązuje zasada płacenia firmom tylko połowy stawki "50 na 50", a także, że stowarzyszenie "działa jak organizacja mafijna". Podczas trwającej kilka dni rozprawy przesłuchano ponad 20 świadków. Sędzia Tomasz Wojciechowski opierając się na ich zeznaniach, podkreślał w uzasadnieniu do swojego orzeczenia, że faktem jest, iż w stowarzyszeniu były zaległości i szereg nieuregulowanych zobowiązań, od których rozliczenia uchylano się, i nie były to sytuacje jednostkowe, a bardziej częsta praktyka. - Nie wykazano, aby te twierdzenia, te zarzuty, które są stawiane w artykule, miały charakter nieprawdziwy - podkreślał sąd. Dodał, że postępowanie nie obaliło też twierdzenia, że z płatnościami Ruchu były "daleko idące problemy" i nie były one przypadkowe, "a w pewnej części opierały się na założeniu o charakterze systemowym". Wojciechowski zwrócił uwagę, że Janusz Palikot pisał w mailu do prezeski stowarzyszenia o budowaniu kapitału kosztem dostawców. Odnosząc się do stwierdzenia Tanajny, że Ruch działa jak organizacja mafijna, sąd podkreślił, że może ono być kwestionowane, tyle że nie w trybie wyborczym, ale w trybie procesu o ochronę dóbr osobistych, ponieważ jest to ocena. Sekretarz zarządu Ruchu Palikota Anna Kubica mówiła po rozprawie dziennikarzom, że jest zaskoczona uzasadnieniem. - Mieliśmy wielomilionowe obroty w ciągu tego roku. Mamy do czynienia z 4-5, a nawet niech to będzie 10 przypadkami zaległości finansowych, to nie znaczy, że obowiązuje jakaś reguła - przekonywała. Jak podkreśliła, by podjąć decyzję o ewentualnym odwołaniu, musi się najpierw zapoznać z uzasadnieniem wyroku. Zauważyła, że jeśli nawet zostanie ono złożone, to nie uda się rozstrzygnąć sprawy przed wyborami. Sam Tanajno podkreślił, że orzeczenie jest potwierdzeniem, że wszystko, o czym mówił, znalazło potwierdzenie w faktach. - Stowarzyszenie Janusza Palikota działało jak organizacja mafijna (...). Przez niezależny sąd zostało to potwierdzone. Janusz Palikot budował kapitał stowarzyszenia na czyichś pieniądzach, na ludzkiej krzywdzie, na krzywdzie przedsiębiorstw, które finansowały jego działalność - mówił dziennikarzom. Jego adwokat Dariusz Pluta w mowie końcowej ocenił, że fakty na temat stowarzyszenia Palikota, o których dowiedzieliśmy się w czasie postępowania, są porażające. - Jest dla mnie porażające, że ktoś może traktować stowarzyszenia jako spółkę z o.o., jest dla mnie porażające, że stosuje się bądź myśli się o stosowaniu systemu punktowego, jest dla mnie porażające, że w stowarzyszeniu stosuje się przysięgę milczenia, jest dla mnie porażające, że w stowarzyszeniu wysyła się szpiegów i nagrywa kogoś - podkreślał. O takich działania mówili na poprzednich rozprawach świadkowie - ludzie, którzy byli w Ruchu, ale z niego odeszli. Już po rozprawie adwokat powiedział dziennikarzom, że jest zszokowany tym, jak można wypaczyć prawna i etyczną ideę stowarzyszenia. Jak zaznaczył, jeśli ktoś sięgnie do akt sądowych z tej sprawy znajdzie w nich wszystko, czym stowarzyszenie być nie powinno? - Myślę, że ten wyrok, to będzie ostrzeżenie dla polityków, że nie należy obywateli, za to, że mają krytyczne zdanie i to w trakcie wyborów ciągać po sądach i to w trybie wyborczym. Tryb wyborczy nie jest dla obywateli. Tryb wyborczy może być dla polityków - stwierdził. Wcześniej podczas rozprawy były szef stowarzyszenia Ruch Poparcia Palikota (kierował nim do początku roku) Karol Jene przyznawał, że Ruchowi zdarzały się nieterminowe płatności, ale - jak przekonywał - były to jednostkowe przypadki. Podkreślał, że w organizacji nie było żadnych wytycznych, aby zaciągać zobowiązania lub by zwlekać z płatnością kontrahentom. Jene mówił też, że informował Andrzeja Kwapisa, który oskarża Ruch o niezapłacenie mu 43 tys. zł za remont biura, że zgodnie z ustawą prawo stowarzyszeń oraz statutem członkowie Ruchu wszelkie prace wykonują na zasadzie wolontariatu, nieodpłatnie. - Taka też ustna umowa była zawarta ze wszystkimi pracującymi osobami - podkreślił. Według niego problem z rzekomą zaległością na rzecz Kwapisa pojawił się dopiero przy formowaniu list kandydatów do parlamentu, gdy okazało się, że nie może on liczyć na kandydowanie do Sejmu. Sam Kwapis zeznawał, że nie zależało mu na miejscu na liście, ale godził się ewentualnie być kandydatem, jeśli zachodziłaby taka potrzeba. Armand Ryfiński od wakacji prezes stowarzyszenia przyznał, że nie wie, ile Ruch ma spornych zobowiązań, ale twierdził, że jego sytuacja finansowa jest dobra. - Nie mamy żadnych zaległości finansowych, jeśli chodzi o zobowiązania faktyczne, czyli takie, które wynikają z umowy i jej rzetelnej realizacji przez usługodawcę - wyjaśniał. Zapewniał, że Ruch nigdy nie miał zamiaru płacić kontrahentom jedynie połowę należności. W trakcie procesu wyszło na jaw, że stowarzyszenie uregulowało swoje należności w stosunku do dwóch firm m.in. Homo Homini, dopiero gdy rozpoczął się proces i sprawa niezapłaconych przez organizację faktur stała się głośna. Ruch żądał od Tanajny odszkodowania w wysokości 50 tys. złotych i przekazania go na rzecz stowarzyszenia zajmującego się ochroną koni przed rzezią. Domagał się także sprostowania - jego zdaniem - nieprawdziwych informacji w jednym z ogólnopolskich dzienników oraz osobistych przeprosin Janusza Palikota przez Tanajnę.