Warszawska prokuratura bada, czy parlamentarzysta nie popełnił przestępstwa nazywając prezydenta Lecha Kaczyńskiego "chamem". W wywiadzie dla "Dziennika", Eryk Misiewicz, specjalista od wizerunku zasugerował, że wypowiedzi Palikota nie są wybrykami, a elementem planowego działania PO. Jednak odpowiedzialność za swój język bierze na siebie. - Celem mojego działania jest normalna reakcja na rzeczywistość, za co za każdym razem dostaję burę od Chlebowskiego i Tuska. Prezydent Lech Kaczyński zachował się w stosunku do ministra Sikorskiego po chamsku, co oznacza, że jest chamem - mówi. Poseł podkreśla, że swoją wypowiedź oparł na zapisie rozmowy prezydenta Kaczyńskiego z ministrem Sikorskim, jaki przedstawił "Dziennik". - Skoro nikt nie zakwestionował tych słów, mam prawo domniemywać, że tak właśnie ta rozmowa wyglądała. Gdyby jednak okazało się, że brzmiały one inaczej i nie padły takie stwierdzenia, to wycofam się z moich twierdzeń. Na razie nie zamierzam przepraszać pana prezydenta - dodaje Palikot. Jego zdaniem wszczynanie postępowań w sprawie jego wypowiedzi jest marnowaniem publicznych pieniędzy. - Prawdziwa cnota krytyk się nie boi - mówi parlamentarzysta. Palikot zapowiada, że gdy skończą się jego sprawy w prokuraturze będzie namawiał partyjnych kolegów do zajęcia się zmianą przepisów pozwalających za karanie z kodeksu karnego w sprawach o zniesławienie osób ze świecznika.