W poniedziałek warszawski sąd orzekł, że po wpłaceniu kaucji - 350 tys. zł - dr Mirosław G. może opuścić areszt i odpowiadać z wolnej stopy. Sąd uznał, że prokuratura nie uprawdopodobniła zarzutu zabójstwa pacjenta i że nie zachodzi obawa mataczenia. Sąd nie podważył natomiast kilkudziesięciu zarzutów o korupcję. Rodzina kardiochirurga już zebrała wymaganą sumę. Z pomocą pospieszyli także jego pacjenci. W ciągu trzech dni 57 osób zadeklarowało wpłatę w sumie ok. 100 tys. zł. Akcję koordynuje Maria Wróblewska, której ojciec był operowany przez Mirosława G. - Tata był w bardzo ciężkim stanie. Operacja odbyła się w ostatniej chwili. To, co robię, to i tak za mało, by odwdzięczyć się za uratowanie życia bliskiej osoby - podkreśla. I dodaje: - Na razie zbieram deklaracje od pacjentów, bo z tego, co wiem, rodzina pana doktora sama zbierze wymaganą przez sąd kwotę. Tymczasem prokuratura nie chce dopuścić, by Mirosław G. opuścił areszt. Dlatego do zażalenia, które rozpatrzone byłoby zapewne za kilka tygodni, dołączyła wniosek o wstrzymanie wykonania decyzji o zwolnieniu - pisze "Gazeta Wyborcza". Z tym wnioskiem sędziowie sądu apelacyjnego zapoznają się już dziś, a decyzję mają podjąć w najbliższych dniach. Jak ustaliła "Gazeta Wyborcza" - śledztwo rozrasta się. Specjalny zespół prokuratorski kierowany przez prokuratora Jacka Nieszpaura analizuje w sumie sześć różnych wątków, m.in. badają historię leczenia 16 innych pacjentów doktora G. Oprócz korupcji, zgonów pacjentów oraz ich nękania i molestowania śledczy sprawdzają: przypadki wyłudzania świadczeń za tzw. zabiegi jednodniowe, nieprawidłowości przy przeszczepach zarówno w szpitalu , jak i w innych szpitalach woj. mazowieckiego, oczywiście z korupcją w tle, łamanie przepisów przy zamówieniach publicznych w szpitalu MSWiA.