- Mam pretensje do pana Wajdy i innych osób, które podpisały się na liście zniechęcającej do referendum. Pan Wajda zrobił mnóstwo filmów o dążeniu do demokracji. Na końcu swojej drogi robi rzecz fatalną - powiedział Kukiz. - Usprawiedliwia go tylko jedna rzecz. Być może, że naoglądał się filmów Barei i tak jak w "Misiu" ten wokalista skaczący krzyczał:" a ja wam wszystko, kochani, wyśpiewam". A ja wam wszystkiego nie wyśpiewam, wyśpiewam swoim sąsiadom, obywatelom, swoim braciom i siostrom. Wam nie. Nie jesteście niczym lepszym od pierwszych sekretarzy i od komuny. W sensie ucisku, w sensie arogancji, w sensie lekceważenia narodu, w sensie swojej bufonady, itd, itd - podkreślał Kukiz. "Referendum nie ma sensu" "Referendum w sprawie odwołania prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz nie ma sensu, 13 października zostaniemy w domu" - napisali w liście otwartym politycy, kombatanci, ludzie kultury i sportowcy. "Dziś, zmuszeni do określenia się w ramach referendum musimy jasno i dobitnie powiedzieć: 13 października zostaniemy w domu. Z różnych względów nie wpiszemy się w inicjatywę, która w naszej opinii nie ma sensu. Właśnie dlatego nie weźmiemy udziału w referendum. Do wyborów pójdziemy za rok" - czytamy w liście otwartym. Pod listem podpisało się niemal 90 osób. Są wśród nich m.in. Władysław Bartoszewski, Lech Wałęsa, Andrzej Wajda, Krzysztof i Elżbieta Pendereccy, Danuta Hubner, Barbara Labuda, Małgorzata Niezabitowska, prezes i wiceprezes Związku Powstańców Warszawskich - gen. Zbigniew Ścibor-Rylski i Edmund Baranowski, aktorzy - Miriam Aleksandrowicz, Jacek Bończyk, Magdalena Cwenówna, Sławomira Łozińska, Wojciech Malajkat, Anna Nehrebecka (jest radną PO w radzie miasta), Andrzej Nejman, Daniel Olbrychski, Barbara Horowianka, Marek Kondrat, Emilian Kamiński, Andrzej Seweryn, Dorota Stalińska, Danuta Szaflarska oraz śpiewak operowy Marcin Bronikowski. Sygnatariusze listu przyznają, że różnią się w ocenie działania Hanny Gronkiewicz-Waltz. "Jedni z nas cenią ją za olbrzymi skok inwestycji w Warszawie, (...) inni mają krytyczny stosunek do niektórych jej poczynań, choćby podwyżki cen biletów czy słabej komunikacji z mieszkańcami, ale zauważają realną zmianę w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Jeszcze inni, doceniając niektóre jej działania, liczą na zmianę na stanowisku prezydenta po najbliższych wyborach. Wszyscy jednak zgadzamy się z jednym - to referendum nie ma sensu" - czytamy w liście. "W Warszawie nie ma mowy o takiej sytuacji" Jego autorzy przekonują, że referendum za odwołaniem Gronkiewicz-Waltz miałoby sens, gdyby naruszała ona prawo, a pozostawienie jej u władzy narażałoby miasto na "negatywne, poważne lub nieodwracalne skutki". "W Warszawie nie ma mowy o takiej sytuacji. Właśnie dlatego w naszej opinii referendum na rok przed wyborami jest kompletnie pozbawione sensu. Zwłaszcza jeśli jedynym jego efektem będzie ubytek w budżecie miasta kilku milionów złotych (zgodnie z przepisami koszty związane z referendum pokryje miasto z własnego budżetu - przyp. red.), a w przypadku odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz powołanie na niecały rok komisarza" - czytamy. Sygnatariusze listu podkreślają, że za rok, we właściwych wyborach samorządowych, będzie możliwość oceny zarówno doświadczeń wszystkich kandydatów, jak i konfrontacji ich wizji rozwoju stolicy. "Wtedy dużo wyraźniej będziemy mogli dostrzec zarówno mocne, jak i słabe strony tych dwóch kadencji pod rządami Hanny Gronkiewicz-Waltz. Właśnie wtedy nasz wybór, będzie realny i pozytywny" - napisali autorzy listu otwartego.