Baloty to ogromne, zafoliowane bele, w których rolnicy trzymają pokarm dla bydła np. siano czy kiszonkę. Folia, którą wykorzystuje się przy produkcji balotów jest nieprzezroczysta, dlatego chłopi bez jej rozcięcia nie mogą sprawdzić, co jest w środku. O tym, że na wsiach pojawili się handlarze, którzy oferują rolnikom baloty wypełnione liśćmi brzozy czy tatarakiem poinformował w poniedziałek wojewodę warmińsko-mazurskiego Mariana Podziewskiego członek Warmińsko-Mazurskiej Izby Rolnej Romuald Tański.- To, co się dzieje z powodu suszy na wsi, rodzi rynek spekulacyjny. Za takiego trefnego balota handlarze chcą od rolnika od 150 do 170 zł. Zdarzają się tacy, którzy je kupują licząc, że będą mieli czym karmić bydło - poinformował Tański na spotkaniu wojewody z przedstawicielami organizacji rolniczych. Spotkanie służyło przygotowaniu raportu w sprawie suszy w warmińsko-mazurskim dla Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. Tański powiedział, że handlarze jeżdżą po wsiach od kilku tygodni, dotyczy to m.in. powiatu szczycieńskiego. Inny z rolników obecnych na spotkaniu podał, że w innych powiatach regionu za balota handlarze oczekują nawet 200 zł i więcej. - Przyjeżdżają też i rolnicy i proszą, by im cokolwiek sprzedać, bo nie mają czym karmić zwierząt - mówił. Rolnicy alarmowali także, że ponieważ łąki wyschły na pniu, rolnicy koszą "wszystko, co się da", np. tereny na wyschniętych bagnach, nieużytki, których od lat nikt nie uprawiał. - Wartość takiej paszy jest żadna, a czasami może być wręcz trująca dla zwierząt, bo w takich miejscach rosną np. trujące jaskry - podawali rolnicy. Podczas spotkania z wojewodą warmińsko-mazurskim rolnicy podali, że susza w regionie najbardziej wyniszczyła łąki, uprawy kukurydzy oraz niektórych zbóż. Wedle informacji działaczy organizacji rolniczych w pierwszym pokosie siana rolnicy zebrali z łąk zaledwie 40 proc. tego, co przed rokiem. Drugi pokos nie urósł. Ponieważ trawa została na łąkach wypalona, rolnicy teraz karmią bydło mleczne i mięsne sianem z pierwszego pokosu. Według informacji podawanych na poniedziałkowym spotkaniu w warmińsko-mazurskim jest ok. 100 tys. ha użytków zielonych. Rolnicy podawali także, że będą mieli kłopot z wykarmieniem bydła zimą, ponieważ susza poczyniła straty także w uprawach kukurydzy - choć ta wyrosła, to nie wiążą się kolby. Dotychczas komisje szacujące straty z powodu suszy w gospodarstwach nie mogły uwzględniać strat na użytkach zielonych czy w uprawach kukurydzy - przepisy pozwalały im na szacowanie strat wyłącznie w uprawach zbóż jarych (i to nie w całym regionie, a jedynie w 56 gminach). Obecnie raporty dotyczące klimatycznego bilansu wodnego wskazały, że susza obejmuje całe warmińsko-mazurskie, w związku z czym komisje ponownie będą liczyły straty w uprawach (tym razem także na łąkach i w uprawach kukurydzy). Aby komisje oszacowały straty w danym gospodarstwie, rolnik ponownie musi złożyć o to w swojej gminie wniosek. Obecni na poniedziałkowym spotkaniu rolnicy nie byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy. Podawali, że przed kilkoma tygodniami komisje odmawiały szacowania strat i nie robiły protokołów, argumentując, że nie mogą szacować wyschnięcia innych upraw, niż zboża jare. Teraz okazuje się, że można szacować straty w innych uprawach (np. rzepaku, łubinie, bobiku czy kukurydzy). - Tyle tylko, że znaczna część tych upraw została w ostatnich dniach skoszona. Ja w swoim gospodarstwie skosiłem wszystko, ratowałem w ten sposób, co się dało przed dalszym wysychaniem - przyznał Tański. - Choć to nie nasza wina na nas, działaczach organizacji rolnych w terenie, skupi się słuszny gniew i złość rolników - zaznaczyła Zofia Stankiewicz z Ostródy. Po wyjściu ze spotkania rolnicy nieoficjalnie przyznawali, że w ich ocenie poszerzenie katalogu szacowania strat w uprawach to "efekt idących wyborów".