Tragiczny w skutkach wypadek wydarzył się w połowie sierpnia br. Wagonik jednej z kolejek uderzył 37-letniego pracownika obsługi. Mężczyzna zginął na miejscu. Z ustaleń śledczych wynikało, że chciał on podnieść telefon komórkowy, który podczas jazdy wypadł jednemu z gości. Zastępca prokuratora rejonowego w Oświęcimiu Mariusz Słomka przypomniał, że śledztwo było prowadzone w sprawie narażenia pracownika obsługi parku na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia oraz nieumyślnego spowodowania jego śmierci. "Dokonaliśmy wszystkich czynności, m.in. ustaliliśmy osobę, której wypadł telefon. To zdarzenie doprowadziło w konsekwencji do nieszczęśliwego wypadku pracownika, który, szukając go, znalazł się w miejscu, gdzie nie powinien, gdy kolejka była w ruchu. Sprawę badała także Państwowa Inspekcja Pracy" - powiedział w czwartek prokurator Słomka. Śledczy nie stwierdzili żadnych uchybień w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy. "To był eksces ze strony pracownika, który nie powinien tam wchodzić. To była jego własna inicjatywa. Nikt z osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo nie jest winny. (...) Nie doszło do wypełnienia znamion przestępstwa naruszenia przepisów BHP i nieumyślnego spowodowania śmierci" - powiedział Mariusz Słomka. Rzecznik prasowy Energylandii Kristian Kojder w przekazanym PAP po wypadku komunikacie podał, że żadnemu z gości parku nic się wówczas nie stało. Park rozrywki Energylandia zajmuje ponad 26 ha. W zeszłym roku odwiedziło go ponad 1,2 mln osób.