Przede wszystkim nie jest prawdą, że jakikolwiek sąd zablokował mój majątek. Po drugie to, o czym piszą dziś media, nie jest niczym nowym, miało to miejsce już pod koniec października. Po trzecie nadal w pełni kontroluję i nadzoruję moje spółki, m.in. pełniąc w nich rolę Przewodniczącego Rady Nadzorczej. Spółki znajdują się w fundacjach w Liechtensteinie. I w Liechtensteinie toczą się postępowania sądowe dotyczące fundacji, które założyłem. Spór w skrócie sprowadza się do tego, kto kontroluje Radę Fundacji. Ja jestem fundatorem - założycielem fundacji, wniosłem do nich część spółek, które do mnie należą. 26 października sąd w Liechtensteinie wydał postanowienie tymczasowe na czas trwania postępowań dotyczących fundacji. Sąd powołał tzw. kuratora procesowego (zamiast innego prawnika z Liechtensteinu, który był w Radzie Fundacji), który stał się Przewodniczącym Rady Fundacji. Zadecydował również, że w składzie Rady Fundacji, poza Przewodniczącym, nadal pozostają tak jak od kilku lat Pan Tomasz Szeląg i Pani Katarzyna Tomczuk. Tak jak od kilku miesięcy w składzie Rady są więc trzy osoby. Na podstawie ustanowionych już dawno zabezpieczeń zarówno ja, jak i moje dzieci, nie mamy prawa dokonywania zmian w Radzie Fundacji, jak również do zmiany statutów fundacji. I to wszystko. Sytuacja, w której nie można dokonywać zmian w Radzie Fundacji, trwa od września i ma na celu zachowanie status quo. W ostatnim czasie Rady obydwu moich fundacji - już w składzie z nowym kuratorem - podjęły uchwałę o wypłacie mi jako beneficjentowi pierwszego stopnia w obu fundacjach dywidend z fundacji, co zostało zrealizowane. Ponadto Rady fundacji zajęły stanowisko, że pozostaję rzeczywistym beneficjentem obu fundacji wpisanym do rejestru beneficjentów. O powyższym stanowisku został zawiadomiony szereg interesariuszy. I to jest najprawdopodobniej powód nieco nerwowych reakcji i działań medialnych moich dzieci oraz ich licznych prawników i doradców. Kończąc, apeluję do mediów o rzetelność. Zygmunt Solorz