Złożenie ciał do grobów poprzedziły okolicznościowe wystąpienia. Głos zabrał m.in. kapelan gorzowskiej Rodziny Katyńskiej ks. prałat Witold Andrzejewski. Żegnając Annę Borowską powiedział: "Pani Aniu, tyle razy radosna, tyle razy roześmiana, uczyłaś nas bez słów, swoją postawą, że trzeba być wiernym. Dziękuję ci za to". Dodał, że śmierć ofiar katastrofy zaświadcza o prawdzie tego, co wydarzyło się przed laty w Katyniu i nie wolno wątpić w sens tego cierpienia. Reprezentująca rząd minister pracy i polityki społecznej Jolanta Fedak mówiła, że po tragicznie zmarłych pozostanie nie tylko pamięć ich rodziny, ale i całego narodu. W imieniu premiera i rządu złożyła kondolencje rodzinie i wieniec na grobie ich bliskich. W swoim wystąpieniu wojewoda lubuski Helena Hatka mówiła, że babcia i wnuk chcieli oddać hołd pochylając się nad przelaną krwią rodzinną i krwią polską. Hołd ofiarom katastrofy złożyli także lubuscy parlamentarzyści, samorządowcy, przedstawiciele organizacji kombatanckich, młodzież i mieszkańcy miasta. Pogrzeb odbył się według ceremoniału wojskowego z salwą honorową. O pożegnaniu dwojga gorzowian przypomniały także syreny alarmowe, które rozległy się nad Gorzowem dokładnie w południe. Od wczesnego poranka trumny z ciałami Anny i Bartosza Borowskich były wystawione w gorzowskiej katedrze. Wartę przy nich pełnili harcerze i poczet sztandarowy Rodzin Katyńskich. Gorzowianie mogli także wpisać się do księgi kondolencyjnej. Po modlitewnym czuwaniu odbyła się msza święta w intencji zmarłych. Na jej początku głos zabrał proboszcz parafii katedralnej ks. Zbigniew Samociak. - Od tej tragedii (pod Smoleńskiem - red.) przeżywamy wielkie rekolekcje. Dziś w katedrze, matce kościołów, modlimy się za naszych gorzowian - mówił. W kazaniu przewodniczący mszy biskup diecezji zielonogórsko-gorzowskiej Stefan Regmunt powiedział, że w takich chwilach "jesteśmy jak jedna rodzina, by w momencie szczególnego bólu i cierpienia być ze sobą razem i wyrażać wdzięczność Bogu za dar tych ludzi, którzy odeszli tak nagle, tak niespodziewanie". Podczas mszy katedra była wypełniona po brzegi. Annę i Bartosza Borowskich żegnała rodzina i przyjaciele, ale także poczty sztandarowe wielu organizacji, wojska, policji i innych służb mundurowych. Za zmarłych modlili się uczniowie gorzowskich szkół, harcerze, przedstawiciele władz państwowych i samorządowych oraz wielu gorzowian. Po mszy kondukt żałobny w asyście policji wyruszył na cmentarz. Anna Maria Borowska urodziła się 20 lipca 1928 roku. Była jedną z czwórki dzieci oficera korpusu ochrony pogranicza ppor. Franciszka Popławskiego - legionisty pod dowództwem Piłsudskiego, uczestnika wojny z 1920 r., a w wolnej Polsce żołnierza zawodowego. Przed wojną ppor. Popławski służył w Łużkach w województwie wileńskim, tam na świat przyszła pani Anna. Został aresztowany 17 września 1939 r. i osadzony w Kozielsku. W kwietniu 1940 r. zamordowano go w Katyniu. Najbliższą rodzinę oficera wywieziono do Kazachstanu. Pani Anna miała wówczas 12 lat. Do ojczyzny wróciła w maju 1946 roku. Zamieszkała w woj. szczecińskim, pracowała w PGR. Później osiedliła się w Gorzowie i pracowała m.in. w Zakładzie Urządzania Lasów. Nie udało jej się zdobyć wyższego wykształcenia. Żyła skromnie. Miała jednego syna - Franciszka. Do Rodziny Katyńskiej należała od 1990 roku. Po wielu latach pracy na rzecz tej organizacji została wiceprzewodniczącą w Gorzowie. Aktywnie działa również w oddziale Związku Sybiraków i Apostolacie Maryjnym. Wnuk pani Anny Bartosz Borowski miał 32 lata (ur. 1978 r.). Pojechał z babcią do Katynia, by się nią opiekować, ale także po raz pierwszy odwiedzić miejsce spoczynku swojego pradziadka. Anna Borowska tylko raz była w Lesie Katyńskim. W 60. rocznicę zbrodni pojechała do miejsca kaźni pociągiem. Czas pokazał, że tylko ten jedyny raz mogła pomodlić się nad grobem ukochanego ojca. Los także sprawił, że życie pani Anny i jej wnuka dobiegło końca nieopodal tego miejsca. Anna i Bartosz Borowscy zostali pośmiertnie odznaczeni Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.