Jak przypomina "Rzeczpospolita", Marek Falenta został w grudniu 2017 r. prawomocnie skazany na 2,5 roku więzienia za zlecenie podsłuchów w restauracjach (wyrok podtrzymany w sądzie apelacyjnym). Biznesmen bez powodzenia składał o ułaskawienie i odroczenie wykonania kary. Uciekł do Hiszpanii, skąd go sprowadzono. Odsiadkę zaczął w czerwcu. Teraz jedynie kasacja wyroku przez Sąd Najwyższy uchroni go od więzienia. Obrońca Falenty, mec. Marek Małecki, wniósł odpowiedni wniosek do Sądu Najwyższego, zarzucając wyrokowi Sądu Apelacyjnego "rażące naruszenie prawa". Pogrążył go kelner Kluczowa w sprawie Falenty jest postać kelnera Łukasza N., którego zeznania pogrążyły biznesmena. N. twierdził, że Falenta kazał mu potajemnie nagrywać VIP-ów w warszawskich restauracjach. Kelner został za to tzw. małym świadkiem koronnym i uniknął kary. Sąd odstąpił od skazania, bo uwierzył w słowa kelnera - przypomina "Rz". Jak czytamy w tekście Grażyny Zawadki i Izabeli Kacprzak, w kasacji obrona Falenty punktuje wiele nieścisłości, dotyczących m.in. momentu rozpoczęcia procederu, inicjatora nagrań, kręgu osób mających do nich dostęp, ilości i rodzaju nagrywarek i domniemanego wynagrodzenia za nagrywanie. Niejasności, rozbieżności, kłamstwa Wymieniono m.in. niewyjaśnione przez sąd kłamstwo kelnera N. "Pomimo faktu, że Łukasz N. pięciokrotnie potwierdzał, że zlecenia dokonywania nagrań otrzymał latem 2013 r., natomiast po zapoznaniu się z opinią biegłych i ujawnieniu mu, że organy ścigania dysponują również nagraniami z wcześniejszego okresu, wyjaśnił, że dat dokładnych już nie pamięta i być może zaczął nagrywać na zlecenie Falenty już w kwietniu 2013 r." - zauważa mec. Małecki w kasacji.Wskazuje także na rozbieżności w zeznaniach Łukasza N. i drugiego z kelnerów - Konrada L., któremu N. kazał nagrywać polityków. W kasacji obrońca Falenty przytacza fragmenty, świadczące o tym, że L. nie wskazał biznesmena jako zleceniodawcy. Konrad L. twierdził, że kiedy N. mówił o zleceniodawcach, używał określeń w liczbie mnogiej: "wujek, babcia, dziadek", a pieniądze miały pochodzić od "zleceniodawców". W kasacji adwokat zaznacza też, że nie wyjaśniono wątku "niedostępnych dla ogółu materiałów", o których Łukasz N. miał mówić Konradowi L., zanim zaczął pracę w restauracji Sowa&Przyjaciele. Skąd N. je miał, skoro nie znał wtedy jeszcze Falenty? Tego nie sprawdzono. Zobacz też: Falenta wysłał trzy listy. Ostatni najbardziej tajemniczy Afera taśmowa Marek Falenta został skazany w 2016 r. przez Sąd Okręgowy w Warszawie na dwa i pół roku więzienia w związku z tzw. aferą podsłuchową. Wyrok uprawomocnił się w grudniu 2017 r. Sprawa dotyczyła nagrywania od lipca 2013 r. do czerwca 2014 r. w warszawskich restauracjach osób z kręgów polityki, biznesu oraz funkcjonariuszy publicznych. Nagrano m.in. ówczesnych szefów: MSW - Bartłomieja Sienkiewicza, MSZ - Radosława Sikorskiego, resortu infrastruktury i rozwoju - Elżbietę Bieńkowską, prezesa NBP Marka Belkę i szefa CBA Pawła Wojtunika. Ujawnione w tygodniku "Wprost", a następnie "Do Rzeczy" nagrania wywołały w 2014 r. kryzys w rządzie Donalda Tuska. Falenta miał się stawić w zakładzie karnym 1 lutego br., jednak tego nie zrobił. Od tamtego czasu przez kilka miesięcy ukrywał się w Hiszpanii. W kwietniu został zatrzymany w okolicach Walencji, a następnie wydany Polsce.