"Myślę o tym dniu 4 czerwca w 2 perspektywach: Przed 4 czerwca 1992 roku był 3 lata wcześniej 4 czerwca 1989 roku, który był rzeczywiście dniem ważnym. Kontraktowe wybory uważałem za obelgę, ale nie doceniłem Polaków - tak 4 czerwca 2016 roku oceniał Jan Olszewski, Gość Krzysztofa Ziemca w RMF FM. Trudno to traktować jako święto wolności. Raczej święto żałoby po wolności - dodawał. Od początku uważałem, że siadamy do rozmów z komunistami o wiele za wcześnie. Jeżeli 4 czerwca byłby świętem państwowym, to byłoby to święto straconych okazji dla całego narodu" - uważał były premier. Krzysztof Ziemiec: Były premier Jan Olszewski jest naszym gościem. Dzień dobry panie premierze. Jan Olszewski: - Dzień dobry państwu, dzień dobry panie redaktorze. Dziękuję, że zgodził się pan z nami spotkać, bo rzadko pan udziela wywiadów. Jesteśmy zaszczyceni. - Dziękuję bardzo. No, stan zdrowia nie pozwala mi na zbyt częste występowanie publiczne. Tym bardziej dziękujemy. Panie premierze, myśli pan o tamtym 4 czerwca? Czy dla pana to już jest rozdział zamknięty i to, co było 24 lata temu, już się nie liczy i nie warto do tego wracać? - Ja myślę o tym dniu 4 czerwca w dwóch perspektywach. Przed czwartym czerwca 1992 roku był - 3 lata wcześniej - czwarty czerwca 1989 roku, który był rzeczywiście dniem ważnym. To był taki dzień, kiedy w ramach kontraktowych wyborów, które ja uważałem, że - prawdę powiedziawszy - są obelgą dla polskiego społeczeństwa i przyznaję - nie brałem w nich nawet udziału. Ale nie doceniłem pomysłowości Polaków. Krótko mówiąc, Polacy pokazali komunistom czerwoną kartkę. - Czerwona kartka z tak zwaną listą krajową, która w tym zakresie nie budziła żadnych wątpliwości. No, ale kontynuowanie teraz tego, jako święta wolności, jest absurdem. Przecież po prostu to jest dzień, który związany jest z ignorowaniem przez ówczesną stronę "Okrągłego Stołu" zamanifestowanej wtedy woli narodu. Trudno to traktować jako święto wolności. Chyba święto żałoby po wolności. Uważa pan, że dziś nie powinniśmy obchodzić 4 czerwca jako dnia, w którym Polska się zmieniła? - Wie pan, można by było obchodzić, tylko po prostu trzeba by było temu nadać wyraźnie określony sens, ponieważ moim zdaniem w tym momencie nawiązuje się do tamtego zdarzenia, ale nawiązuje się przede wszystkim do wtedy woli Polaków. A nie do tego, co zrobiła z tą jasno oświadczoną wolą narodu ówczesna elita, której przedstawiciele zawarli porozumienie "Okrągłego stołu". To te wybory były sukcesem Polaków czy nie, pana zdaniem? - Wie pan, moja sytuacja, powiedzmy, jest może zbyt w tej sprawie specjalnie trudna. Ja nie byłem zdecydowanym przeciwnikiem pertraktacji okrągłego stołu. Ja tylko od początku uważałem, że może siadamy do tych rozmów z komunistami o wiele za wcześnie. Wiadomo, że sytuacja będzie się zmieniała. 4 czerwca jest dla mnie powiedzmy... Jeżeli to by było święto, to święto straconych okazji dla całego narodu. Panie premierze, wrócę do pytania, od którego zacząłem naszą rozmowę: pana 4 czerwca, czyli rok ’92. Wraca pan do tamtych wydarzeń w Sejmie, czy już raczej zapomniał pan o wszystkim i nie chce wracać? - Trudno o tym zapomnieć. Był to niewątpliwie w moim życiu dzień, który ma jakieś znaczenie... Co było, pana zdaniem, dzisiaj, po latach prawdziwym powodem, że musiał pan oddać władzę? - Prawdziwym powodem była niezgoda na rząd autentycznie reprezentujący interesy polskiego społeczeństwa przez ówczesną elitę post-PRL-u, uzupełnioną wtedy już w znacznej mierze przez ludzi Solidarności, którzy zgodzili się na kontynuowanie porozumienia "Okrągłego Stołu". Mimo, że musieli sobie zdawać sprawę, że jest to sytuacja, w której nie mają akceptacji społecznej. Panie premierze, politycy, kiedy pyta się ich o porażkę, bardzo często obwiniają innych. Nie widzi pan u siebie, w swoim rządzie pewnych działań, które spowodowały, że doszło do tego, do czego doszło 4 czerwca w Sejmie? Jednym słowem, widzi pan jakieś błędy, które u siebie w rządzie można by było znaleźć, czy nie? - W tamtych warunkach niewiele można było zrobić. Jeżeli ja widzę coś, co rzeczywiście może sprawiać wrażenie pewnego rodzaju manipulacji, tylko myślę znając człowieka, z którym to jest związane, że być może w tym zakresie jego działanie było działaniem człowieka najlepszej wiary. Tylko według własnych, trochę egzotycznych poglądów. Mówię tutaj o tym wniosku o przeprowadzenie natychmiastowej lustracji. Czyli obwinia pan tutaj Antoniego Macierewicza? Czy może Janusza Korwin-Mikkego, który zbyt szybko wystąpił w Sejmie? - Wie pan, no wniosek złożył jak wiadomo Korwin-Mikke. To, że on został uchwalony, to tylko dzięki temu, że część posłów, która była przeciwna temu zdecydowanie, wyszła z sali umożliwiając jego uchwalenie. Wtedy wszystko było w rękach głosujących posłów. Ci, którzy wtedy głosowali przeciwko rządowi, mają ten moment w swoim życiu do politycznego rozliczenia. Do dzisiaj. Czyli nie było ratunku dla pana rządu wówczas? Tak to się musiało zakończyć? - Tak wtedy należało postąpić, jak proponowaliśmy, bo ja przypominam, że wniosek, który został skierowany razem z listą przedstawioną przez Antoniego Macierewicza to było stwierdzenie, że to, co my przedstawiamy nie jest w żadnym wypadku kompletną listą materiałów, które prawdopodobnie znajdują się w archiwach... To inaczej pana spytam. Czasami mówi się tak, czy gdyby był pan wtedy mądrzejszy o dzisiejszą wiedzę, może postąpiłby pan w jakimś miejscu inaczej i historia też potoczyłaby się inaczej 4 czerwca 1992 roku? - Ja inaczej postąpić po prostu nie mogłem w tym warunkach. Zmienić bieg historii w tym momencie mogli ci, którzy głosowali nad tym wnioskiem o obalenie rządu. I oni ponoszą odpowiedzialność za to, co się stało i za to, co się nie stało w wyniku odwołania tego rządu. To ostatnie pytanie na koniec panie premierze: co pana zdaniem po latach wynika z tamtej nocnej zmiany? Jednym słowem, jaka lekcja dla dzisiejszej polityki jest do wyciągnięcia z tamtych wydarzeń w Sejmie i jak to wpływa dziś na politykę? - My dzisiaj, obawiam się, ciągle... Bieżący spór polityczny to jest ciągle próba odpowiedzi na to pytanie, którą ja wtedy sformułowałem w swoim wystąpieniu przed parlamentem, uzmysłowić posłom nad czym w istocie w tym momencie głosują. Że głosują odpowiadając na jedno pytanie. Na pytanie jak i właściwie czyja będzie Polska. I to pytanie stoi dzisiaj także przed tymi, którzy spróbują władzy i także przed tymi, którzy się tej władzy sprzeciwiają. Pan zna odpowiedź na to pytanie? - Nie. Ja się na odpowiedź na to pytanie w tej chwili nie silę. Ja mogę tylko mieć nadzieję, jaka będzie odpowiedź i wynik, ale to w tej chwili problem zupełnie innego pokolenia. Ludzie tacy jak ja, którzy patrzą na przebieg dziejów z pozycji kogoś, kto musi się liczyć z bardzo szybkim przejściem na drugą stronę, już tylko powiedzmy jest czymś, co może stwarzać nadzieję, że to, co myśmy wtedy zaczęli będzie kontynuowane. A ja mam jakieś takie wewnętrzne przekonanie, że ta nadzieja - prędzej, czy później - musi się ziścić.