Grzyb na ścianie mieszkania rodziny przez cały czas zmienia swoją formę i jest jednym z bohaterów spektaklu. Trumna i kołyska to jedno i to samo. W najbardziej dramatycznych momentach pomiędzy aktorami wije się tancerz w czarnych rajstopach. Ciekawych rozwiązań jest tu sporo. Atmosfera ciężka i duszna, i kto wie, czy wręcz nie zbyt ciężka i czy nie zbyt duszna. Bo mimo, że sprawa naprawdę ujęta jest nowatorsko, to przeziera przez nią legion powieści, filmów, itd., w których brano na warsztat ten sam ciężki temat: instytucji surowego ojcostwa, jego władzy aż po tyranię, jego nierozerwalnego związku z synem, tej mieszaniny miłości z nienawiścią. Czy spektakl w reżyserii Łukasza Witta - Michałowskiego - oprócz nowatorskiej formy - naprawdę mówi coś na ten temat więcej, niż już zostało powiedziane?