Guzowska tłumaczy z kolei, że nie próbowała sprzedawać mieszkania i żadnej zaliczki ani zadatku nie przyjęła. Zaznacza, że pokwitowanie z jej podpisem, które ma być kluczowym dowodem w sprawie, zostało sfałszowane. - Gołym okiem widać, że są podopisywane różne rzeczy w różnych okresach - twierdzi posłanka PO. Sprawą już raz zajmował się sąd. Wówczas rację przyznał Guzowskiej. Wyrok uchylił jednak sąd apelacyjny, wytykając bardzo poważne błędy w czasie procesu. - Sąd nie przeanalizował materiału dowodowego w taki sposób, który jest zgodny z zasadami logicznego rozumowania - wyjaśnia sędzia Przemysław Banasik. Zdaniem Guzowskiej ujawnienie sprawy jest szantażem drugiej strony. Posłanka wierzy, że sąd i tym razem przyzna jej rację.