Zdaniem rzecznika komendanta głównego policji insp. Mariusza Sokołowskiego zarzuty są bezpodstawne i były już wyjaśniane, m.in. na posiedzeniu sejmowej komisji. Stowarzyszenie Marsz Niepodległości, w zawiadomieniu, które we wtorek trafiło do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście, napisało o podejrzeniu popełnienia przez policjantów przestępstwa polegającego na przekroczeniu uprawnień i niedopełnienia obowiązków, za co grozi do trzech lat więzienia, oraz rozproszeniu przemocą zgromadzenia odbywającego się zgodnie z prawem (co zagrożone jest karą grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do dwóch lat). Będzie wdrożone postępowanie sprawdzające Rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie Dariusz Ślepokura potwierdził, że zawiadomienie wpłynęło. - W związku z tym zawiadomieniem będzie wdrożone postępowanie sprawdzające - powiedział Ślepokura. - Mamy nadzieję, że prokuratura zbada wszystkie nasze wątpliwości - powiedział na wtorkowej konferencji prasowej b. poseł LPR Krzysztof Bosak ze stowarzyszenia Marsz Niepodległości. Z kolei adw. Łukasz Moczydłowski z komisji prawnej stowarzyszenia (w przeszłości m.in. przewodniczący RN TVP) ocenił, że policja w sposób nieuprawniony i niewspółmierny do sytuacji użyła środków przymusu bezpośredniego, w szczególności broni gładkolufowej i gazu pieprzowego. Zarzucił funkcjonariuszom celowanie na wysokość głowy - To, że policja używa środków przymusu bezpośredniego w stosunku do osób, które podejmują konfrontację z policją, nie budzi mojego zastrzeżenia. Natomiast 11 listopada mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której policja np. używała broni gładkolufowej w stosunku do osób postronnych - powiedział Moczydłowski. Zarzucił funkcjonariuszom celowanie na wysokość głowy, a nie pasa, jak nakazują przepisy. Według stowarzyszenia, niezgodne z prawem było wyławianie z tłumu osób agresywnych przez policjantów w kominiarkach. Jak przypominał aplikant adwokacki Paweł Jabłoński z komisji prawnej stowarzyszenia, funkcjonariusze, którzy dokonują zatrzymania, powinni okazać legitymację służbową, a jeśli są nieumundurowani - także się przedstawić. - Tłumaczenie, że ta tożsamość musiała pozostać ukryta jest niestety nie do pogodzenia z przepisami - powiedział Jabłoński. Zamaskowani funkcjonariusze to policjanci z grup specjalnych Pod koniec listopada komendant główny policji nadinsp. Marek Działoszyński powiedział w Sejmie, że zamaskowani funkcjonariusze to policjanci z grup specjalnych - Biura Operacji Antyterrorystycznych i Centralnego Biura Śledczego, którzy mają prawo, by chronić swoją tożsamość, bo na co dzień zatrzymują najpoważniejszych przestępców. - Każdy ma prawo do tego, żeby żądać zbadania przez prokuraturę jakiejkolwiek sprawy - powiedział we wtorek insp. Sokołowski, pytany o zawiadomienie stowarzyszenia. - Sprawa została bardzo szczegółowo przedstawiona opinii publicznej i w mediach, i na posiedzeniu sejmowej komisji spraw wewnętrznych, nie pozostawiając żadnego pytania bez odpowiedzi. Wszelkie informacje, również te, które przekazaliśmy komisji, zostaną przekazane także prokuraturze, by jeszcze raz wykazać bezpodstawność tych zarzutów - podkreślił rzecznik KGP. Doszło do burd w centrum Warszawy 11 listopada 2012 roku niedługo po rozpoczęciu Marszu Niepodległości doszło do burd w centrum Warszawy. W stronę zabezpieczających demonstrację funkcjonariuszy rzucano m.in. kamieniami i kostką brukową. Policja użyła broni gładkolufowej (140 pocisków, w tym 36 hukowych i 104 gumowych) oraz gazu pieprzowego (trzy granaty łzawiące, oprócz tego 22 hukowe). Po zajściach na komisariaty doprowadzono 176 osób, z których 21 zatrzymano. Rannych zostało 22 policjantów, w tym trzech trafiło do szpitala. Pogotowie udzieliło pomocy 16 innym osobom, sześć z nich trafiło do szpitali. Swoje straty policja wyceniła na ok. 64 tys. zł (m.in. osiem uszkodzonych radiowozów), z kolei według stołecznego ratusza straty w mieniu komunalnym wyniosły 20 tys. zł, a kolejne 30 tys. zł kosztowało sprzątanie ulicy.