Grzegorz Schetyna i Katarzyna Lubnauer na wspólnej konferencji prasowej ogłosili, że Platforma Obywatelska i Nowoczesna pójdą razem do wyborów samorządowych. Wspólne listy mają dotyczyć przede wszystkim wyborów do sejmików wojewódzkich, ale też "wszędzie tam, gdzie będzie to możliwe". Ostatnie sondaże poparcia dla partii politycznych (z 22 stycznia dla Kantar Public) wskazują, że wspólny wynik PO (14 proc.) i Nowoczesnej (7 proc.) jest i tak o połowę niższy od notowań Prawa i Sprawiedliwości (42 proc.). Być może spadające słupki sprawiły, że Schetyna i Lubnauer zintensyfikowali rozmowy dotyczące wspólnych list. - To racjonalne podejście w tym systemie wyborczym. Nie ma tu miejsca dla dwóch partii o tak podobnych profilach i takich rozmiarach. To racjonalna decyzja, ale okaże się, jak to wszystko wyjdzie w praniu. Łatwo ogłaszać, a trudniej przełożyć oczekiwania na konkretne listy wyborcze - podkreśla w rozmowie z Interią dr Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego. A co na lewicy? - Ciekawe, co zrobią pozostałe partie, w szczególności co będzie działo się na lewicy. Patrząc jednak w dłuższej perspektywie, to co najmniej o jeden zmniejszyła się lista partii, które aspirują do podziału mandatów - zauważa Flis. Jego zdaniem wspólne listy PO i Nowoczesnej niewiele zmienią w przypadku PSL, ale mogą okazać się kłopotem dla Prawa i Sprawiedliwości. - Jaki to może mieć wpływ na PSL? Na partię tej wielkości może to być w zasadzie bez znaczenia. To, że inni się jednoczą, to zawsze problem dla większych partii, takich jak PiS. Dla mniejszych nie jest to tak oczywiste - przewiduje. "Za dużo partii po stronie opozycyjnej" Lubnauer podczas konferencji prasowej zaapelowała do mniejszych środowisk. "Zachęcamy wszystkie ruchy społeczne, ruchy miejskie do współpracy w ramach dużej koalicji w wyborach samorządowych" - mówiła szefowa Nowoczesnej. Czy taki apel spotka się z odpowiedzią? - Takie słowa zawsze padają. Pytanie, czy koalicja wpuści takie ruchy na listę. Zazwyczaj jest tak, że daje się miejsce jednej osobie, czasem dwóm. System jest tak skonstruowany, że im więcej sensownych kandydatów się znajdzie, tym dla tej listy lepiej - dodaje Flis zastanawia się także, czy zapowiedź koalicji w wyborach samorządowych, to początek większego porozumienia partii opozycyjnych. - Kluczowa sprawa jest taka, że partii po stronie opozycyjnej jest za dużo. A konkretnie o dwie za dużo. Jest ich około pięciu, a powinny być trzy, a może nawet i dwie. To że z tej liczby powinno ubyć, to zupełnie racjonalne. A to kogo i na jakich zasadach? W tym cała sztuka - kończy dr Flis. Łukasz Szpyrka