- Nie czujemy się urażeni. Jest to święte prawo pana premiera, że rozmawia z tymi, z którymi chce rozmawiać. My będziemy - tak czy inaczej - uczestniczyć w debacie publicznej za pośrednictwem Polaków i za pośrednictwem mediów. To jest dla nas najważniejsze. Jestem zawodowym politykiem i w tego rodzaju debacie, uczestniczę już prawie od 10 lat. Siłą rzeczy media będą organizowały różnego rodzaju spotkania. W tych spotkaniach, w tych dyskusjach i w tych debatach dotyczących przyszłości Senatu, oczywiście będziemy uczestniczyć - powiedział Dutkiewicz. Rychard: Do debat raczej nie dojdzie Socjolog Andrzej Rychard: "Można zadać pytanie, dlaczego w debacie ma brać udział tyko jedna partia opozycyjna? Uzasadnienie, że jest to partia największa jest jakimś uzasadnieniem i można byłoby tego w ten sposób bronić. Jednak z całą pewnością, gdyby do takich debat doszło, pozostałe partie miałby za złe, że nie są w nich reprezentowane. Premier spowodował, że teraz wszyscy pozostali muszą się ustosunkowywać do jego posunięcia i to jest jego główny walor. Ci, którzy nie zostali zaproszeni będą nad tym ubolewać, a ci którzy zostali zaproszeni, czyli PiS są w trudnej pozycji. Odmówienie udziału w takim przedsięwzięciu nie przysparza poparcia.Jeżeli do tych debat dojdzie, to rządzący, chociażby z tego względu, że mają lepszy dostęp do informacji, przez co sprawiają wrażenie bardziej kompetentnych, są w lepszej pozycji. To szczególnie ważne w przypadku PiS, które nie wydaje się być partią, która penetrowała codzienną rzeczywistość, tylko raczej zajmowała się symbolami. Według mnie do takiego cyklu debat nie dojdzie, PiS będzie chciało dezawuować ten pomysł. Liderzy największej partii opozycyjnej zdają sobie sprawę, że będą w trudnej sytuacji podczas debaty z dobrze przygotowanymi przedstawicielami rządu". Kik: Premier zdaje sobie sprawę z mizerii PiS, dlatego rzuca rękawicę Politolog Kazimierz Kik: "Premier Donald Tusk zdaje sobie sprawę z mizerii intelektualnej PiS i dlatego może śmiało, z otwartą przyłbicą, takim kadrom, jakimi dysponuje PiS, rzucić wyzwanie. Wynik jest już znany. To jest tak, jakby drużyna mistrza Polski w piłce nożnej zagrała z 'A' klasą. Propozycja Tuska to "strzał w 10". Tego było potrzeba. Kampania, która opiera się na spotach, billboardach i insynuacjach nie jest merytoryczna, ani konstruktywna. Polskiej polityce potrzeba debaty między głównymi bohaterami, a nie kakofonii dźwięków. Zanosiło się na kampanię pozamerytoryczną, smoleńską. To, co proponuje Tusk, jest tak jakby otrzeźwieniem Polaków: 'mówmy rozsądnie, konkretnie, publicznie'. Premier przejął inicjatywę i narzuca mechanizmy gry, bo do tej pory nikt tego nie zrobił". Biskup: Premier narzuca swoje warunki Politolog dr Bartłomiej Biskup: "Propozycja premiera to bardzo sprytne posunięcie. Tusk chce grać na swoich warunkach, ponieważ jak opozycja mówiła o różnych debatach w czasie obecnej kadencji, to premier się na to nie zgadzał. Teraz chce przejąć inicjatywę w kampanii wyborczej, czyli robić debatę, ale na swoich warunkach. Premier chce też wrócić do tego komunikatu sprzed czterech lat: albo my albo PiS i tym samym zmarginalizować inne partie polityczne. Powiedzieć, że inne partie, które teoretycznie mógłby odebrać głosy Platformie nie liczą się. Tusk mówi: +nikt się nie liczy oprócz nas i PiS+. Prawo i Sprawiedliwość nie powinno pójść na te debaty tylko na warunkach premiera, powinni powiedzieć tak, ale podyktować jakieś własne reguły. Z kolei inne partie polityczne powinny protestować przeciwko wykluczeniu ich z debaty, a PiS, gdyby był mądry to mógłby kreować się na ich obrońcę".