O treści wydanej przez biegłego opinii dotyczącej przebiegu czynności ratunkowych podjętych wobec Adamowicza, poinformowała w poniedziałek prok. Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku prowadzącej śledztwo w sprawie zabójstwa prezydenta Gdańska. Rzecznik wyjaśniła, że powołany przez prokuraturę biegły ocenił, iż akcja reanimacyjna "prowadzona była w sposób prawidłowy, zgodnie z obowiązującymi wytycznymi Europejskiej Rady Resuscytacji". Wawryniuk dodała, że zdaniem biegłego, prawidłowa była również decyzja o przewiezieniu pokrzywdzonego do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego. "Znajdujący się bowiem bliżej szpital nie posiadał oddziału kardiochirurgii i torakochirurgii" - wyjaśniła. List lekarza O zamiarze powołania biegłego, który miał ocenić działania i decyzje ratowników medycznych zajmujących się rannym Adamowiczem, prokuratura poinformowała na początku marca br. Zlecenie wykonania opinii związane było m.in. z listem, jaki prokuratura otrzymała w lutym br. od jednego z gdańskich lekarzy biegłych sądowych. Autor listu napisał go z własnej inicjatywy, "w oparciu o doniesienia medialne". Medyk zakwestionował w nim "prawidłowość czynności podejmowanych przez ratowników". Jak informowała w marcu Wawryniuk, lekarz wskazał m.in., że - w jego ocenie - akcja prowadzona była nieprawidłowo. Rzecznik podawała, że - zdaniem autora listu, ratownicy nie powinni prowadzić czynności reanimacyjnych na scenie, ale natychmiast przywieźć poszkodowanego do szpitala, gdzie były - w ocenie lekarza - większe szanse na uratowanie życia. Błąd medyczny? Lokalne media, informując w marcu o przesłanym prokuraturze liście, podawały, że - zdaniem jego autora, patomorfologa z 30-letnim stażem - "długotrwała reanimacja prezydenta Gdańska w miejscu zdarzenia była błędem medycznym". "Reanimacja na scenie, która w ocenie biegłego trwała aż 40 minut, spowodowała nieodwracalne skutki, m.in. wstrząs hipowolemiczny, którego następstwem jest śmierć mózgu. Masowanie serca z raną kłutą po prostu spowodowało wypompowanie krwi z ciała pacjenta" - podawało w marcu Radio Gdańsk dodając, że - w opinii lekarza - "serce z krwotokiem nie przestaje pracować i należało w pierwszej kolejności pozszywać rany". Tragiczny finał WOŚP 13 stycznia wieczorem 27-letni Stefan W. podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Gdańsku wtargnął na scenę i zaatakował nożem prezydenta Adamowicza. Jeszcze w nocy ugodzony kilkukrotnie nożem Adamowicz przeszedł pięciogodzinną operację. Następnego dnia zmarł. Sekcja zwłok wykazała na jego ciele m.in. trzy głębokie rany - jedną w okolicy serca i dwie w brzuchu. Stefan W. został zatrzymany tuż po napaści. Postawiono mu zarzut zabójstwa z motywacji zasługującej na szczególne potępienie. Czyn ten zagrożony jest karą co najmniej 12 lat więzienia, 25 lat pozbawienia wolności, a nawet dożywocia. Stefan W. nie przyznał się do jego popełnienia. Mężczyzna został aresztowany. Na polecenie prokuratury został poddany obserwacji psychiatrycznej. Jej wyniki nie są jeszcze znane. (PAP)