W oficjalnych rozmowach politycy Platformy starają się bagatelizować zaczynający się w piątek kongres Prawa i Sprawiedliwości. Ich zdaniem zapowiedzi, że PiS wykreuje nowy wizerunek, dzięki któremu skutecznie będzie mógł walczyć z PO, to mrzonki. W nieoficjalnych rozmowach przyznają jednak, że na ostatnie kroki PiS patrzą z rosnącym niepokojem. Zwłaszcza że do świadomości wyborców coraz bardziej przebija się fakt, iż kryzys gospodarczy nie ominie Polski. Co więcej, może dotknąć nasz kraj bardziej, niż się spodziewano. I na to właśnie obliczona jest strategia PiS. Jego sztabowcy nie kryją, że akcentując własne sukcesy ekonomiczne, chcą wykazać gospodarczą niemoc rządu i na tej fali odzyskać wyborców. Politycy Platformy doskonale zdają sobie z tego sprawę. I wbrew deklaracjom nie zamierzają pozostawać bezczynni. Jak wynika z informacji "Rzeczpospolitej", między innymi z tego względu premier Donald Tusk właśnie teraz postanowił przyznać, że światowy kryzys dotknie i Polskę. We wtorek zobowiązał ministrów, by do piątku przedstawili mu plan oszczędności, których mogą dokonać w swoich resortach. Rząd musi znaleźć aż 17 mld zł, bo tyle może zabraknąć w budżecie. Piątkowy termin miał zostać ustalony nieprzypadkowo. - Działaniami rządu chcemy odwrócić uwagę od kongresowych starań PiS - przyznaje jeden z prominentnych polityków PO. Grzegorz Dolniak, wiceprzewodniczący Klubu PO, mówi otwarcie: "Ostatnie działania rządu powinny być wystarczającą odpowiedzią na kongres PiS". Specjaliści od marketingu politycznego w rozmowach z "Rzeczpospolitą" zwracają uwagę, że jeśli to nie wystarczy, Platforma zapewne spróbuje wykorzystać inne wypróbowane sposoby rozpraszania uwagi mediów. Wystarczy kontrowersyjna wypowiedź polityków, takich jak Janusz Palikot czy Stefan Niesiołowski, albo jakaś kolejna niespodzianka ze strony byłego premiera Kazimierza Marcinkiewicza. - Spodziewamy się prób medialnego przykrycia naszego kongresu - przyznaje Adam Bielan, rzecznik PiS.