Celem CBA było udowodnienie, że Kwaśniewscy kupili dom na podstawioną osobę - zaprzyjaźnionego Marka Michałowskiego, prezesa Budimeksu. Mieli w ten sposób ukryć nielegalne dochody. Według źródeł "GW", akcję prowadził agent o operacyjnym nazwisku "Tomasz Małecki". To ten sam funkcjonariusz, który rozpracowywał zatrzymaną w ubiegłym tygodniu Weronikę Marczuk-Pazurę. W sprawie "domu Kwaśniewskich" działał równolegle. Zaprzyjaźnił się z synem Marii J., która administrowała domem Michałowskiego. Spędził tam nawet święta. Cały czas powtarzał, że budynek bardzo mu się podoba i za wszelką cenę musi go kupić. Jednocześnie mówił, że wie do kogo tak naprawdę należy dom, że to Jolanta Kwaśniewska i że może kiedyś się z nią spotka. Ostatecznie Michałowski zdecydował się sprzedać budynek "Tomkowi", kiedy ten zaproponował za niego 3 mln zł - czyli dwukrotnie więcej niż dom był wart. 29 lipca 2009 roku doszło do zawarcia umowy. W akcie notarialnym wpisano cenę 1,5 mln zł, ponieważ "Tomek" resztę chciał zapłacić bez umowy, by uniknąć podatku. Potem Michałowski wyjął gotówkę z teczki, którą wręczył mu agent CBA i zapakował do bagażnika. "Tomek" nalegał jeszcze, by wziął teczkę, ale Michałowski odmówił i pojechał na kolację. Kilkanaście minut później w restauracji zjawili się agenci CBA. Zatrzymali Michałowskiego, Marię J. i towarzyszące im osoby. Według informatora "GW" akcja wysypała się, gdy biznesmen nie wziął teczki, w której miał być umieszczony nadajnik. Agenci liczyli, że Michałowski pojedzie z pieniędzmi do Kwaśniewskiej i tym samym zdobędą dowód, że była prezydentowa miała nielegalne dochody. Teraz Michałowskiemu grozi zarzut próby uniknięcia podatku, a CBA zostało z domem, ponieważ notariusz nie zgodził się na anulowanie transakcji. Więcej o fiasku planu CBA - w piątkowej "GW".