Przypomnijmy, że do wypadku doszło 25 stycznia 2017 r., gdy Macierewicz spieszył się, wracając z sympozjum u o. Tadeusza Rydzyka w Toruniu na galę tygodnika "Sieci" w Warszawie. Jadąca w kolumnie limuzyna z ówczesnym szefem MON uderzyła w samochody stojące na czerwonym świetle. W zdarzeniu ucierpiały trzy osoby (pasażerowie uderzonych aut), u jednej stwierdzono pęknięcie kręgosłupa. Teraz wychodzą na jaw nowe okoliczności tego zdarzenia. Kazimierz Bartosik, od lat wożący Antoniego Macierewicza, nie miał uprawnień do kierowania ministerialną limuzyną - informuje Onet. Sprawę skierowano do prokuratury, ale umorzył ją prok. Paweł Blachowski, zaufany człowiek Zbigniewa Ziobry - relacjonuje Andrzej Stankiewicz. Odpowiednie uprawnienia Bartosik otrzymał dopiero 12 dni po wypadku. Bartosik zeznał jednak, że w przeciwieństwie do pozostałych dwóch aut w kolumnie jechał bez "kogutów". Prokuratura uznała tym samym, że skoro limuzyna Macierewicza jechała tego dnia bez włączonych sygnałów dźwiękowych, to znaczy, że nie była samochodem uprzywilejowanym, a zatem Bartosik nie musiał posiadać stosownych uprawnień.