Włodzimierz Olewnik (w rozmowie z Polską Agencją Prasową wyraził zgodę na publikację nazwiska) uważa zarzuty za nieprawdziwe i chce udowodnić to w sądzie.Akt oskarżenia w tej sprawie został skierowany do płockiego Sądu Rejonowego pod koniec kwietnia - poinformowała we wtorek rzeczniczka płockiej Prokuratury Okręgowej Iwona Śmigielska-Kowalska. Dodała, że dotychczas nie wyznaczono terminu procesu. O zarzutach dla Olewnika i jego zięcia jako pierwszy poinformował portal tvn24.pl. Zarzuty objęte aktem oskarżenia wobec Włodzimierza Olewnika i Klaudiusza C. są wynikiem przeszukań w ich domach w listopadzie 2011 r. Przeszukania zarządziła wtedy gdańska Prokuratura Apelacyjna. W akcie oskarżenia prokuratura w Ciechanowie zarzuciła Włodzimierzowi Olewnikowi posiadanie bez zezwolenia pistoletu gazowego oraz różnego rodzaju amunicji, a także udostępnienie śrutowej broni myśliwskiej zięciowi. Z kolei Klaudiuszowi C. śledczy zarzucili posiadanie śrutowej broni myśliwskiej bez zezwolenia. Sam Włodzimierz Olewnik na broń tę posiada odpowiednie pozwolenie. Śledztwo w tej sprawie ciechanowska prokuratura rejonowa prowadziła od listopada 2012 r. w oparciu o materiały wyłączone z postępowania prowadzonego przez Prokuraturę Apelacyjną w Gdańsku, która rok wcześniej - w listopadzie 2011 r. - zarządziła przeszukania w domach rodziny Krzysztofa Olewnika. To właśnie w trakcie tych przeszukań znaleziono m.in. broń gazową i amunicję. Sprawę broni gdańska Prokuratura Apelacyjna przekazała płockiej Prokuraturze Okręgowej, która ostatecznie zdecydowała o jej przeniesieniu do podległej prokuratury w Ciechanowie. Włodzimierz Olewnik ocenił we wtorek w rozmowie z Polską Agencją Prasową, że zarzuty, dotyczące posiadania przez niego i jego zięcia broni bez zezwolenia są nieprawdziwe. - Zarzuty są nieprawdziwe i uważam, że obronię to w sądzie - oświadczył. Olewnik wyjaśnił, że o pistolecie gazowym, znalezionym w kieszeni ubrania w domu jego syna - Krzysztofa informował prokuraturę, deklarując jednocześnie chęć zdania tej broni. - Dzwoniłem, żeby pistolet pobrać. I pobrali w taki sposób, w jaki pobrali (w czasie przeszukania - red.). Mam to doskonale udokumentowane - powiedział. Olewnik dodał, że nie wie, do kogo należał pistolet. - Skąd on tam był, nie wiem - zaznaczył. Przyznał, że sam posiadał wcześniej zezwolenie na broń gazową, ale z niego zrezygnował. Odnosząc się do zarzutu posiadania bez zezwolenia broni myśliwskiej przez zięcia, Włodzimierz Olewnik ocenił, że zarzut ten wynika jedynie z faktu, że to Klaudiusz C. wydał śledczym broń w trakcie przeszukania. - Mamy daczę, rodzinną. Tam, w moim pokoju, była dubeltówka, zamknięta w szafie. Przy przeszukaniu Klaudiusz otworzył mój pokój i wydał dubeltówkę, na którą mam zezwolenie. I to jest taka prawda - powiedział Olewnik. W styczniu 2012 r. Sąd Rejonowy Gdańsk-Południe oddalił zażalenie trzech członków rodziny Olewników oraz współpracownika Włodzimierza Olewnika na prokuratorskie przeszukania w ich domach i miejscach pracy. Zdaniem sądu przeszukania były zasadne i odbyły się zgodnie z regułami prawa. Do przeszukań doszło 17 listopada 2011 r. Prokuratorzy podjęli taką decyzję, gdyż podejrzewali, że rodzina nie przekazała wszystkich dowodów, które mogły być istotne dla sprawy porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika. Wszystkie osoby, u których odbyły się przeszukania, złożyły zażalenia na te czynności. Śledczy przeszukali nieruchomości należące m.in. do Włodzimierza Olewnika, domy jego córek - Danuty i Anny - oraz lokale, którymi rozporządzał jeden ze współpracowników Włodzimierza Olewnika. W sumie czynności odbyły się w siedmiu miejscach zamieszkania i pracy, a w ich trakcie zabezpieczono 480 różnego rodzaju dowodów. W dniu przeszukań gdańska Prokuratura Apelacyjna wydała specjalne oświadczenie, w którym uzasadniała ich przeprowadzenie. Śledczy informowali m.in., że przeszukania przeprowadzono w celu ujawnienia i zabezpieczenia oryginałów wszelkich nośników mogących zawierać nagrania dźwiękowe, dotyczące kontaktów członków rodziny Krzysztofa Olewnika z osobami podającymi się za porywaczy i urządzeń służących do rejestracji tych nagrań. Śledczy ujawnili wtedy, że dysponują nagraniem, które może potwierdzić wersję mówiącą o tym, że Krzysztof Olewnik uprowadził się sam. Chodziło o ekspertyzę nagrania rozmowy między rodziną Olewników a porywaczami ze stycznia 2002 r. w sprawie okupu. Osoba znajdująca się w pobliżu telefonu, jeszcze przed rozpoczęciem połączenia, miała wydać instrukcje mężczyźnie prowadzącemu rozmowę z członkami rodziny Olewników - według badań osobą tą miał być Krzysztof Olewnik, a rozmowa przeprowadzona została w centrum Warszawy. Rodzina Olewników kategorycznie zaprzecza, jakoby miała ukrywać przed śledczymi jakiekolwiek dowody. Ich zdaniem nieprawdziwa jest także wersja zakładająca, że Krzysztof Olewnik sam się uprowadził. Rodzina utrzymuje też, że osoba, która na nagraniu wydaje instrukcje porywaczom, to nie Krzysztof Olewnik. Do porwania Krzysztofa Olewnika doszło w październiku 2001 r. Sprawcy porwania kilkadziesiąt razy kontaktowali się z jego rodziną, żądając okupu. W lipcu 2003 r. porywaczom przekazano 300 tys. euro okupu, jednak Krzysztof Olewnik nie został uwolniony. Jak się później okazało, miesiąc po odebraniu przez przestępców pieniędzy został zamordowany. Jego ciało zakopano w lesie w pobliżu miejscowości Różan (Mazowieckie). Odnaleziono je w 2006 r., a w 2010 r. po ekshumacji na cmentarzu w Płocku i badaniach genetycznych ostatecznie potwierdzono tożsamość Krzysztofa Olewnika.