W czwartek Rutkowski oświadczył, że skierował wobec Olewnika prywatny akt oskarżenia o zniesławienie za zarzut, że poza fakturą wziął od rodziny pieniądze w kwocie ponad miliona zł. Rutkowski twierdzi, że od Olewników przyjął jedynie 20 tys. zł, co potwierdza faktura. Za zniesławienie za pośrednictwem mediów grozi do dwóch lat więzienia. Rutkowski uznał, że W. Olewnik "rzucił rękawicę". - Uważam, że jeżeli pan Olewnik miał jakiekolwiek dowody, on powinien wnieść przeciwko mnie akt oskarżenia do sądu, a nie ja przeciwko niemu. W związku z powyższym ja w tym momencie nie mogłem nic innego zrobić, jak złożyć akt oskarżenia, ponieważ moja bierność doprowadziłaby niestety do potwierdzenia niejako czy też zaakceptowania tego, co mówi pan Olewnik - mówił Rutkowski. - Jestem spokojny o ten proces. Mam dowody - mówił Olewnik dziennikarzom po przesłuchaniu go przez komisję śledczą. W czasie przesłuchania oświadczył, że jest gotów przedłożyć posłom te dowody, ale na jawnym posiedzeniu nie chciał mówić o szczegółach. - Ja znam wartość złożonej przed komisją przysięgi, że będę mówił prawdę. Gdy mówię, że Rutkowski wyłudził pieniądze, to chodzi mi o to, że przyczynił się do ich wyłudzenia przez współpracę z Andrzejem K., który ode mnie te pieniądze wziął i został za to prawomocnie skazany na trzy lata więzienia - dodał Olewnik. Rutkowski na przesłuchaniu przed komisją kilka tygodni temu również utrzymywał, że to Andrzej K. wyłudzał pieniądze od rodziny, ale detektyw zapewniał, że robił to poza jego wiedzą. Twierdził też, że ludzie z jego agencji mieli "zakaz kontaktowania się z Andrzejem K.", który wywodził się ze środowiska złodziei samochodów i za pieniądze "wystawiał" biuru Rutkowskiego skradzione auta, które dzięki temu udawało się odzyskiwać. Włodzimierz Olewnik zaprzeczył, by ludzie z biura Rutkowskiego faktycznie unikali kontaktu z Andrzejem K. - To nieprawda, było inaczej - powiedział. Dodał, że świadczy o tym zasłyszana przez niego rozmowa między Rutkowskim a jego byłym współpracownikiem z biura, Sławomirem Paciorkiem. - Rutkowski był zdziwiony, że Andrzej K. powiedział mu tylko o 400 tysiącach. Z kontekstu ich rozmowy wynikało, że Rutkowski wiedział o całej kwocie - podkreślił Olewnik. Ojciec Krzysztofa Olewnika mówił też, że ludzie Rutkowskiego - wbrew temu, o czym opowiadał detektyw - nie przywieźli ze sobą żadnego "poważnego sprzętu" - nawet samochód, którym przyjechali, zepsuł się i stał na podwórku Olewników. - Dziś patrząc na pracę ekipy Rutkowskiego mogę powiedzieć, że tej pracy nie było, ale były płacone realne pieniądze - ocenił. Włodzimierz Olewnik oświadczył też, że oskarżenia Rutkowskiego, a także to, co mówił on przed komisją śledczą na temat rzekomych podejrzanych kontaktów Krzysztofa Olewnika, to "pomówienia". - Kto odpowie za działalność Rutkowskiego i krzywdy, które wyrządził? - pytał ojciec Krzysztofa.