Rodzice Szymona nie przyznają się do zbrodni i wzajemnie obciążają się winą. Proces ruszył na początku września. Beata Ch. w piątek kontynuuje odpowiadanie na pytania sądu. Wcześniej sąd rozpoznawał wniosek jej obrońcy, który domagał się pozbawienia matki Jarosława R. statusu oskarżycielki posiłkowej. Ma to związek z listami, które oskarżony wysłał matce z aresztu z pominięciem sądowej cenzury. Jak podkreślił mec. Michał Ergietowski, oskarżony namawia w listach swoją matkę do mataczenia w sprawie. Na jego wniosek sąd odczytał pisma Jarosława R., znalezione w mieszkaniu jego matki. "Musi zgnić w więzieniu" Oskarżony pisał do Zenobii R. m.in., że nie zabił dziecka, Beatę Ch. nazywa "szmatą", która "musi zgnić w więzieniu". Oskarżony miał pretensje do swej matki, że dotychczas składała zeznania nie po jego myśli. Nakłaniał Zenobię R., by nie mówiła przed sądem, że był agresywny, kłótliwy i krzyczał na dzieci. Chciał, by babcia nastawiła dzieci przeciwko Beacie Ch. Instruował też matkę, by zeznała, że siostry Szymona pytają o niego, a nie Beatę Ch. "Mów, że to ona była zła, a nie ja" - napisał. Prosił też, by wpłynęła na innych świadków. Jarosław R. przyznał przed sądem, że to on jest autorem listów znalezionych w domu matki. Oświadczył, że napisał w nich prawdę. Jego adwokat mec. Andrzej Herman nie chciał odnosić się do treści listów. Powiedział tylko, że bycie obrońcą jest "obowiązkiem, czasem bardzo trudnym, wiążącym się z brakiem komfortu lub dyskomfortem". "Nigdy wcześniej nie spotkałem się z taką sytuacją" Prokurator Arkadiusz Jóźwiak powiedział, że nigdy wcześniej nie spotkał się z sytuacją, by oskarżony w tak bezpośredni sposób nakłaniał świadka do określonych zeznań. Poparł wniosek mec. Ergietowskiego o pozbawienie Zenobii R. statusu oskarżycielki posiłkowej. Sąd uznał jednak, że nie ma ku temu podstaw. - Powodem nie może być wysłanie jej listów z pominięciem procedury, a Zenobia R. nie musi stosować się do ich treści - powiedział sędzia Bartłomiej Witek. Przypomniał, że sąd ocenia wiarygodność każdego świadka. Dziecko umierało w cierpieniach Śledztwo w sprawie śmierci dziecka prowadziła Prokuratura Okręgowa w Bielsku-Białej. Akt oskarżenia trafił do sądu w czerwcu tego roku. Według ustaleń postępowania 24 lutego 2010 r. ojciec mocno uderzył Szymona w brzuch, co skutkowało pęknięciem jelita cienkiego. Dziecko miało też inne obrażenia - sińce na twarzy, plecach i w okolicy nerek, rozciętą wargę. Po uderzeniu w brzuch jego stan pogarszał się z minuty na minutę: gorączkował, wymiotował, miał biegunkę i nie przyjmował pokarmu. 27 lutego Jarosław R. miał zadać dziecku kolejny silny cios pięścią w brzuch. Tego samego dnia Szymon zmarł. Rodzice próbowali reanimować Szymona Rodzice próbowali reanimować Szymona, ale na pomoc było już za późno. Jeszcze w dniu śmierci zwłoki syna przewieźli samochodem do Cieszyna, gdzie porzucili je w stawie. Policja długo nie mogła ustalić, kim jest znalezione w stawie dziecko. Rodziców chłopca zatrzymano dopiero w czerwcu 2012 r. Prokuratura przyjęła, że rodzice godzili się na śmierć dziecka, nie udzielając mu pomocy mimo konieczności natychmiastowego podjęcia leczenia. Grozi im dożywocie.