- Nie wiem, co się stało. Nie było mnie wtedy z żoną w mieszkaniu. Z tego, co wiem, to ona wróciła do domu po pieluchy - opowiada Bartłomiej Waśniewski w rozmowie z reporterem radia RMF FM. Twierdzi, że rozstali się z żoną "jakieś pięć minut po wyjściu z domu - my skręciliśmy w lewo, żona poszła w prawo". On pojechał do rodziców po drzewo, a jego żona poszła pieszo do swojej matki. To wtedy miała wrócić do domu po pieluchy. "Weszła na górę i widocznie wtedy musiało się to stać" - mówi. Ojciec Magdy podkreśla, że kiedy znosili z żoną wózek, Magda jeszcze żyła: Sąsiedzi nas widzieli. Nie wiem, skąd te domniemania, że mieliśmy z tym coś wspólnego. Pytany, czy wierzy w słowa żony, że to był nieszczęśliwy wypadek, odpowiada: "Ciężko teraz powiedzieć, w co się wierzy. Przez tyle dni żyliśmy z rodziną w kłamstwie - i to takim bardzo perfidnym". Oto pełny zapis rozmowy reportera radia RMF FM z Bartłomiejem Waśniewskim, ojcem Madzi. Reporter radia RMF FM: Co się wydarzyło u was w mieszkaniu? Bartłomiej Waśniewski: Ja osobiście nie wiem. Mnie wtedy z żoną nie było. Z tego, co wiem, to ona się wróciła do domu po pampersy. Niestety nie pozwolono mi już z nią porozmawiać. Z tego, co wiem od prokuratorów, to mała wyślizgnęła jej się z koca i uderzyła o próg w sypialni. To ona wróciła wtedy z Magdą do mieszkania? Tak, wróciły się obie. Jak wychodziliśmy razem z mieszkania, ja pojechałem do rodziców po drzewo, a ona poszła sobie pieszo do swojej mamy i w pewnym momencie się wróciła, bo - jak mówiłem wcześniej - zapomniała tych pampersów. Weszła na górę i widocznie wtedy się to musiało stać. Jak znosiłeś wózek, Magda jeszcze żyła? Oczywiście. Sąsiedzi nas widzieli. Nie wiem, skąd te domniemania wszędzie, w mediach, że mieliśmy z tym coś wspólnego wszyscy. W którym momencie się rozstaliście? Jakieś pięć minut po wyjściu z domu. My skręciliśmy w lewo, żona poszła w prawo. I to wtedy musiała wrócić do domu? Myślę, że po jakimś czasie, nie wiem teraz dokładnie, ciężko mi tak powiedzieć. Tak, jak mówiłem, nie wolno mi się na razie z nią kontaktować, sam jestem ślepy i głuchy. Wierzysz jej? Wierzysz jej, że to był wypadek? Czy wierzę? Ciężko teraz jest powiedzieć, w co się wierzy. Żyliśmy przez tyle dni razem z rodziną w kłamstwie i to takim bardzo perfidnym. Z tego, co wiem, sekcja zwłok, wykazuje, że był to wypadek. Przez ten czas ani razu się nie zorientowałeś, że coś jest nie w porządku? Że twoja żona może kłamać? No właśnie: żona. To jest najbliższa osoba. Wiadomo, że w takim przypadku wierzy w każde słowo. No na tym polega to wszystko. Nie zastanawiałem się na tym, czy ona to mogła zrobić, skupiałem się przede wszystkim na odnalezieniu Madzi. Czy w którymś momencie zorientowałeś się, że coś jest nie tak? Że może kłamać? Do samego końca nie wiedziałem. Do tej feralnej środy. Gdy prawda wyszła na jaw, co wtedy sobie pomyślałeś? To niemożliwe, to nieprawda? Powiem szczerze, że do momentu odnalezienia ciała Madzi jeszcze była nadzieja, że może to nie jest tak, jak ona mówi, że może powiedziała to z przymusu. Do końca mieliśmy nadzieję, że znajdziemy dziecko żywe. W którym momencie drogi rozstaliście się? Daleko od mieszkania? Nie wiem, może jakieś 100 - 150 metrów od mieszkania. Ona wróciła wtedy z Magdą? Nie wiem, w którym momencie one wróciły. Wiem, że wróciły i jak wchodziła po schodach na górę, to Madzia jeszcze żyła, bo spotkała się z sąsiadką z parteru i rozmawiały. Czyli sąsiadka widziała, jak obie wchodzą na górę? Tak, to jest już dołączone do zeznań. I to wtedy musiało się stać? Najprawdopodobniej. Próbujesz to sobie jakoś wytłumaczyć? Na razie się nie da. Nie wiem, muszę poczekać aż to wszystko trochę przycichnie. Na razie zajmuje się rodziną. Teraz czeka nas szereg trudnych rzeczy - pochówek Magdy, pozałatwianie przyziemnych spraw. Chcesz się zobaczyć z żoną? Ja chcę. Chcę z nią porozmawiać, chcę to wszystko usłyszeć od niej. Nie wiem, czy ona będzie w stanie, czy będzie miała siłę, żeby ze mną porozmawiać. Wolno wam się spotkać? Na razie nie, prokuratura nie wyraziła zgody na spotkanie. Może pod koniec przyszłego tygodnia. Zobaczymy, jak wyjdzie. Na badania wariografem zgodziłeś się od razu? Tak. To my zaproponowaliśmy, żeby przebadać się, żeby raz na zawsze uciąć te wszystkie spekulacje. Wyniki od razu zawiozłem do prokuratury. Są włączone do akt. Nie zdziwiło cię to, że Katarzyna nie chce się badać? Ona mi tłumaczyła to tak, że jest taka klauzula przy podpisywaniu zgody na badanie wariografem, że jest się w pełni zdrowym fizycznie i psychicznie. Ona w środę miała dość mocne załamanie nerwowe i tym tłumaczyła nieprzystąpienie do badania. Mówiła, że była za bardzo roztrzęsiona, a wtedy wariograf różnie odczytuje emocje. Badanie nie jest wtedy wiarygodne. Czyli wierzyłeś jej do końca? Jak powiedziałem, do momentu odnalezienia ciała Magdy. W czasie takiego badania padają trudne badania, kłopotliwe? Tak, trudne pytania. Zostałem o tym uprzedzony, że to nie będzie łatwa rozmowa. Samo badanie poprzedza około 2-3 godzinna rozmowa, z której osoba badająca wybiera kluczowe pytania. Padały pytania, czy Ty nie miałeś związku z zaginięciem dziecka? Oczywiście. Pytania, czy sam nie przyczyniłem się do jej śmierci. Padło bardzo dużo ciężkich pytań. A jak wygląda teraz twoja codzienność, twój dzień? Nie ma codzienności. Nie ma dnia, nie ma nocy. Jak się zmuszę, to staram się spać cały dzień, całą noc. Nie oglądam telewizji, nie słucham radia, nie czytam gazet. Za bardzo to wszystko mnie przytłacza. Staniecie razem na nogi? Zobaczymy. Jeszcze za wcześnie na takie spekulacje. Chciałbyś, żeby wróciła do ciebie? Tak jak powiedziałem, jeszcze za wcześnie na wydawanie takich osądów. Na pewno wybaczenie takiej osobie, po czymś takim, nie będzie łatwe. A może rzeczywiście była to panika. Może była za słaba psychicznie, żeby znieść taką sytuację? Dopóki z nią nie porozmawiam, mam milion pytań i myśli. Jeśli się zdobędzie na szczerą rozmowę ze mną, to wtedy może coś się wyklaruje. A jak wychodziliście z mieszkania razem to ty znosiłeś Madzię, czy ona? Ciężko teraz powiedzieć. Mieliśmy ostatnio taki magiel ze strony policji i prokuratury, że zaczynamy się gubić w tym wszystkim. Każą sobie przypomnieć godzinę wszystkiego. Wiadomo, nikt nie siedzi z zegarkiem w ręce. Z tego, co pamiętam, mnie się wydaje, że to ja z kolegą znosiliśmy wózek, bo mamy bardzo wąską klatkę schodową. Ciężko jest znieść go w pojedynkę. Teraz nie pamiętam, czy Kasia znosiła małą na rękach, czy my mieliśmy ją w wózku. W każdym razie znieśliśmy wózek, wyprowadziliśmy go przed klatkę. Ja jeszcze małą zawijałem w kocyk, zapinałem wózek. I wtedy jeszcze żyła? Tak.