Ludowcy, którzy są najbardziej przeciwni sprzedaży ziemi obcokrajowcom, wspominali o koncesjach na prowadzenie gospodarstwa rolnego. Na na razie jednak takie rozwiązania nie wchodzą w grę. Wymagany może być jedynie zapis o prowadzeniu działalności gospodarczej. Zezwolenia - wydawane przez samorządy - będą obowiązywać za kilkanaście lat. Takie koncesje są stosowane w wielu krajach Unii Europejskiej. Profesor Marian Błażejczyk, ekspert unijnego prawa rolnego i autor ustawy, zapewnia, że od rolników - na razie - żadne zezwolenia nie będą wymagane, ale potrzebne będzie za to średnie wykształcenie rolnicze. Bez dyplomu rolnik nie dostanie np. preferencyjnego kredytu. Nie będzie to dotyczyć rolników po 55. roku życia. Im z kolei będzie się płacić, jeśli zrezygnują z rolnictwa. Ustawa, wzorując się na rozwiązaniach francuskich, ogranicza do pewnego stopnia prawo sprzedaży własnej ziemi obcokrajowcowi. Rolnik, który będzie chciał sprzedać ziemię, będzie musiał zgłosić swój zamiar Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Jeśli ta państwowa agencja nie będzie chciała kupić ziemi, to prawo pierwokupu przechodzi na sąsiadów. - Jeśli sprzedający grunt ma sąsiada, który chce ten grunt kupić, to temu sąsiadowi przysługuje pierwszeństwo - powiedział RMF profesor Błażejczyk. To z kolei rozwiązanie włoskie. Niemcy czy Holendrzy, chcący kupić polską ziemię, będą musieli uprawiać ją osobiście i udowodnić, że w swoim kraju też są rolnikami. Prawdopodobnie wymagany też będzie stały pobyt w naszym kraju, ale na razie nie ma w tej sprawie szczegółowych wytycznych. Rząd zajmie się ustawą o obrocie gruntami już w najbliższy wtorek.