Premier miał lecieć na szczyt o godz. 9.45. Lot Brussels Airline został jednak odwołany z powodu usterki technicznej samolotu. Natychmiast po tym zdarzeniu prezydent Lech Kaczyński podjął decyzję, aby wysłać do Warszawy po premiera samolot specjalny, którym rano przyleciał do Poznania na szczyt klimatyczny. - Jak tylko prezydent dowiedział się o przykrości, jaka spotkała pana premiera, natychmiast zadecydował, aby tak zorganizować lot samolotu (specjalnego), aby wrócił on do Warszawy tak, by mogli razem polecieć na szczyt - powiedział prezydencki minister Michał Kamiński. Odnosząc się do awarii samolotu podkreślił, że to jest złośliwość rzeczy martwych. - Przede wszystkim chodzi o to, żeby premier dotarł do Brukseli i najlepszym sposobem jest użycie samolotu TU-154, bo te mniejsze (Jak-40) muszą mieć międzylądowania - zaznaczył. Zapytany, czy doszło do porozumienia między podziałami pomiędzy prezydentem i premierem Kamiński podkreślił, że ze strony prezydenta nigdy nie było "tendencji do złośliwości w takich kwestiach". - Lech Kaczyński zawsze mówił, żeby premier i prezydent bywali na szczytach w Brukseli i prezentowali polskie stanowisko - dodał prezydencki minister. Jak mówił, wszyscy wiedzą, że w Polsce jest kohabitacja i jak trudne są relacje pomiędzy obozami politycznymi prezydenta i premiera. - Jeżeli oni razem występują w Brukseli i razem mówią jednym głosem o polskich problemach, to wzmacnia nasze stanowisko - powiedział Kamiński. W jego ocenie, to pokazuje że Polacy mogą się kłócić w środku, tak jak w każdym kraju, mają różne zdania, głosują na różne partie, ale są rzeczy takie jak pakiet energetyczno-klimatyczny, "które nas jednoczą i walczymy o nie razem".