Wyrok nie jest prawomocny, ale mężczyzna nie będzie odwoływał się od niego. Przed sądem Kutarba przypomniał, że policja zabrała go z domu 1 lipca 2005 r, po linczu recydywisty Józefa C. Decyzją sądu trafił do olsztyńskiego aresztu, gdzie przesiedział do 6 września. Kutarba powiedział, że siedział w trzyosobowej celi, i choć nie doznał żadnych szykan ze strony współwięźniów, to przepłakał cały ten czas. - Przepłakałem cały ten czas, bo byłem zatrzymany pierwszy raz w życiu przez policję, a po pobycie w areszcie leczyłem się - przyznał Kutarba. Sędzia Krystyna Szczechowicz, uzasadniając decyzję o przyznaniu zadośćuczynienia, powiedziała, że nie sposób wycenić strat moralnych, ani szkód psychicznych. - Sąd brał pod uwagę przy przyznaniu zadośćuczynienia fakt rozłąki z rodziną i poczucie krzywdy, ponieważ mężczyzna miał postawiony najcięższy z zarzutów - zarzut zabójstwa - powiedziała sędzia. Dodała, że zastosowano, jak się później okazało, niesłuszny areszt, ponieważ to współoskarżeni pomawiali Kutarbę o udział w linczu, a on sam składał na początku niejasne wyjaśnienia. 57-latek był jednym z siedmiu mężczyzn zatrzymanych i aresztowanych 1 lipca 2005 r. w związku z zabójstwem 60-letniego Józefa C., pseud Ciechanek. Prokuratura początkowo postawiła Kutarbie, tak jak sześciu pozostałym osobom, zarzut zabójstwa. Po dwóch miesiącach pobytu w areszcie, podczas którego składał wyjaśnienia i odbyły się konfrontacje współoskarżonych, śledczy ostatecznie oczyścili go z zarzutu, a postępowanie przeciwko niemu umorzono. Przed olsztyńskim sądem okręgowym toczy się proces sześciu mężczyzn: trzej bracia W. odpowiadają za zabójstwo, kolejna osoba jest oskarżona o pobicie, a dwie następne - o znieważenie zwłok. Do linczu doszło 1 lipca 2005 r., gdy Józef C. terroryzował wieś, biegając z maczetą, wygrażając sąsiadom, a także grożąc zabiciem swojej konkubiny. Mieszkańcy Włodowa zadzwonili na policję, jednak funkcjonariusze komisariatu w Dobrym Mieście nie wysłali tam radiowozu. Mieszkańcy postanowili sami się bronić. Pobili Józefa C., który w wyniku odniesionych ran zmarł. Policja przyjechała dopiero po kolejnym telefonie, gdy mężczyzna już nie żył. Do całego zdarzenia mogłoby nie dojść, gdyby - jak utrzymują oskarżeni - na miejsce przyjechali w porę policjanci, którzy zostali poinformowani o agresywnym zachowaniu Józefa C.