Teraz majestat usadził się jako spoko kolo u zawodowego pajaca i półgołej wodzianki (którą pono można rozebrać na swoim smarciaku, jeśli się zapłaci za specjalną aplikację) i dowcipkując o wypchanej kaczce obiecał młodzieży legalizację marihuany. A pajac udający małolata zaagitował, elo, ziomale, ja też chrzanię politykę, jak wy, i polityków wszystkich jak leci, ale głosujcie, kwa-fa, na Brąka, bo nie jest z PiS, a ja go, kwa-fa, dopilnuję, i siemka. Nisko, kwa-fa, tak zwane elity oceniają młode pokolenie. Żałowałem tylko jednego, że jego bronisławowski majestat nie poszedł krok dalej i nie przyprowadził swojej małżonki, żeby to ona w przyjętym w programie stroju podawała wodę. Wiem, to już półka "special interest", ale skoro majestat idzie na całość, to na całość... * Prezydent naprawdę idzie na całość. Po miesiącu jechania przez cały agit-prop po Dudzie, według strychulca: "Nieodpowiedzialne obietnice obniżenia wieku emerytalnego"! "Skąd on chce na to wziąć"!, po setkach tłitów i wywiadów Balcerowicza i Petru, PBK nawiedził związkowców z OPZZ i obiecał, że tak jak zawsze był za JOW, tak też zawsze był za obniżeniem wieku emerytalnego. Jeszcze teraz, gdy piszę te słowa, na jedynce wyborczego portalu prezydenta "gazeta.pl" wisi wciąż, jak wielki baner, hasło: "Nie można obiecywać, jak się nie ma forsy!". A niżej - "Pilne: Komorowski - emerytura już po czterdziestu latach pracy, jest już projekt ustawy, w Sejmie w najbliższych dniach". Żadnych argumentów, żadnych wyliczeń. Po prostu poszedł prezydent do OPZZ i z dumą ogłosił przeciągnięcie ich na swoją stronę. Tak po zjednaniu elektoratu młodzieżowego zjednał sobie elektorat lewicy. I tytułem ilustracji do niusa - wielka twarz prezydenta. Twarz? To Bronisław Komorowski, zdaniem jego medialnych giermków, jeszcze ją ma? Widzę, że już ruszyła na społecznościówkach beka pod hasztagiem #ŻądamOdBronka. Osobiście podpisuję się pod żądaniem Marka Majewskiego, żeby zgłosił taką ustawę, żeby w zimie nie robiło się ciemno przed siedemnastą. * Zadźwięczała mi odwilżowa piosenka, którą za peerelu śpiewano u Pietrzaka "Pod Egidą": "nikogo tak mi nie żal, jak funkcjonariuszy...". Już widzę panikę w rządowych mediach, jak teraz przestawić wajchę, jak dowodzić, że emerytura po 40 latach to pomysł jak najbardziej uzasadniony ekonomicznie, który przyniesie budżetowi zyski... Nie mogę się od rana doczekać reakcji tak zaangażowanego w agitację za PBK Leszka Balcerowicza. Co prawda, sama w sobie była ta agitacja wystarczającą kompromitacją "twórcy polskich reform" po wszystkich tych słusznych i gorących słowach, które kiedyś wypowiadał przeciwko rabunkowi OFE - ale to było dawno i zostało zapomniane, a o konieczności utrzymywania podniesionego wieku emerytalnego zapewniał profesor gorliwie jeszcze dziś rano... Jaką erystyczną sztuczką posłuży się teraz, by autoryzować pomysł emerytalnej reformy PBK? Jakąś tam wymyśli. Zemsta na Kaczorze za doznane od niego przed laty upokorzenie ("pan wie już za co, profesorze") über alles. * "Głos na Kukiza to gówniarstwo" - przypomniał swoje niezmienne stanowisko Adam Michnik. Za nim - istne pospolite ruszenie pokolenia 60+ przeciwko "gówniarzom". Z okładki tygodnika katolickiego dla niewierzących straszy Kaczyńskim Pszoniak, z okładki "Wyborczej" - Młynarski przestrzega, że Duda będzie wsadzał do więzień. A "Polityka", która dwukrotnie honorowała Dudę swą nagrodą dla najlepszego i najbardziej kompetentnego posła roku, dowodzi, że to nikt i marionetka. * Rozpaczliwe obiecywanie wszystkiego i podlizywanie się własnym wyobrażeniom o elektoracie Kukiza i lewicy to jedna linia tej kampanii. Druga to straszenie "państwem wyznaniowym" PiS. A trzecia, chyba najważniejsza - szerzej opisywana wczoraj medialna gangsterka. Włodarze telewizji też poszli na całość i z bezczelnością zupełnie już białoruską odwołali czwartkowy program Pospieszalskiego - ostatnie "okienko" opozycji w jednolitej medialnej tresurze. Powody - oczywiste. Po pierwsze, miał być Kukiz, który po ostatnich brudnych zagraniach władzy zakipiał i ogłosił na fejsbuku, że to, co rządzący wyrabiają, "to już jest wojna" - można się spodziewać, że na pewno nie zaapelowałby do swoich antysystemowych wyborców o głosowanie na urzędującego prezydenta. Po drugie: miała być nagrana przez kelnerów taśma Bieńkowskiej z Wojtunikiem. Taśma jak nic innego pokazująca, do jakiego stopnia zdegenerowana, prymitywna i cyniczna jest po ośmiu latach rządów absolutnych ta władza, którą uosabia, i której daje ochronny parasol Komorowski. Cynicznej i chamskiej akcji Lisa - głupio tłumaczącego się, że "podłożyli mu kartkę współpracownicy" (zakład, że gdyby współpracownicy podłożyli mu kartkę "Bronisław Komorowski osłaniał dopuszczających się nielegalnych, przestępczych działań byłych agentów WSI skupionych wokół fundacji Pro Civili", to Lis by tak skwapliwie tej kartki nie przeczytał?) broni zarząd TVP w taki sposób, że nieuniknione przeprosiny połączył z przeprosinami za Pospieszalskiego. Za to, że Pospieszalski właśnie o związkach prezydenta z WSI ośmielił się mówić, zresztą w czwartek, i wcześniej nikt żadnych przeprosin od niego nie żądał. I za karę za kłamstwo Lisa zdjęto z anteny Kukiza. Jeśli ktoś nie widzi w tym logiki, to widocznie za długo mieszkał w Irlandii. * A sam Lis obłudnie zaczaił się na Andrzeja Dudę, by go przeprosić ("Kto to jest dziennikarz? Człowiek, który prywatnie przeprasza nas za oszczerstwa, które rozpowszechnił w setkach tysięcy egzemplarzy" - to bodajże Mark Twain). Duda znowu zachował się niepotrzebnie grzecznie i przeprosiny przyjął, choć minę miał, jakby z trotuaru zagadało do niego psie gówienko. A potem, jak wynika z zapisów śledzących kancelarię prezydenta opozycyjnych dziennikarzy, niezależny Lis udał się na spotkanie z udziałem szefów kampanii wyborczej PBK. Co szczególnie żałosne, innym z naradzających się nad ratowaniem władzy ekspertów był niejaki Witold Bereś, wedle nigdy nie zdementowanej common knowledge faktyczny autor osławionych erotycznych wyznań Anastazji P., pamiętników Kiszczaka i podobnie wiekopomnych dzieł. * Kukiz ogłosił między innymi, że udział Bronisława Komorowskiego w debacie uzależnił jego sztab m.in. od tego, że prezydent musi wcześniej znać pytania, jakie będą mu zadane. Znów muszę ponowić pytanie: czy przypadkiem nie dotknęliśmy tu klucza otrąbionego przez rządowe media sukcesu prezydenta w debacie w telewizji publicznej? * Zagadka na dziś: skąd aż taka panika, aż tak rozpaczliwe i, nie ukrywajmy, skrajnie ryzykowne ruchy PBK, skoro oficjalnie ujawniane sondaże pokazują fifty-fifty, a telewizyjną debatę ogłoszono jego wielkim sukcesem? Może wyjaśnia to niedotyczący bezpośrednio wyborów sondaż TNS, pokazujący gwałtowny spadek podczas kampanii liczby Polaków zadowolonych ze sposobu sprawowania przez PBK urzędu? * Wybory zamieniają się w wojnę nerwów. Władza kombinuje, jak przez tych kilka dni do ciszy wyborczej skutecznie zablokować, nieważne - prawem czy lewem, rozpowszechnianie kompromitującej ją wiedzy. Opozycja straszy się nawzajem wizjami jakiejś przygotowywanej policyjnej prowokacji w stylu sienkiewiczowskiego ataku na rosyjską ambasadę i wylicza kolejne nieprawidłowości w komisjach wyborczych, ostrzegając przed powtórką "cudów nad urną" z wyborów samorządowych. Wytrzymać jeszcze kilka dni... I obudzimy się w nowej, oby ciut lepszej Polsce. Rafał Ziemkiewicz ----- Rafał Ziemkiewicz - publicysta, felietonista Interii ze stałą rubryką "Myśli nowoczesnego endeka". Do końca kampanii wyborczej będzie śledził jej przebieg, zawirowania i manowce.