Generalnie, ogłoszenie przez tzw. wiodące media triumfu PBK było z góry wiadome i przesądzone, i oczywiście zatrudnieni tam komentatorzy nie zawiedli. Ci sami, którzy po pierwszej debacie orzekali, że Komorowski dobry, bo pełen energii i bardzo bojowy, a Duda kiepski, bo powolny i bez refleksu, teraz orzekają, że Duda kiepski, bo pobudzony i agresywny, a Komorowski super, bo pełen rozwagi i dostojeństwa. Słowa, słowa, słowa... W które chyba nikt już nie wierzy, na czele z tymi, którzy je z obowiązku produkują. W internecie - oceny diametralnie odmienne niż w telewizji i prasie. To jeden z zasadniczych skutków tej kampanii. Z prawie dziesięcioletnim opóźnieniem nabrała i u nas mocy rewolucja w komunikacji społecznej, która w USA na przykład zmiotła "rozprowadzaną" na prezydenta przez establishment polityczny i medialny starą insajderkę Hillary Clinton i wypromowała nikomu nieznanego Baracka Obamę. "Wajchowi" z politycznego nadania rządu, prezydenta i Krajowej Rady tracą "rząd dusz" - "gówniarze", jak raczył to ująć Adam Michnik, biorą sobie Polskę, nie pytając omszałych gerontów o zgodę. Sami piszą, co uważają, sami dobierają sobie materiały, które chcą obejrzeć, zamiast polegać na doborze redaktorów prowadzących. Trudno się dziwić przerażeniu i niezdolności pojęcia, co się dzieje, odmalowanym na twarzach państwa Wajdów. Powtórzę, jedna z wartych podkreślenia nowości, jakie przyniosła ta kampania, to ujawnienie siły "internetów", i ujawnienie innego, niż potocznie postrzegany, podziału społeczeństwa. Ludzie, którzy czerpią wiedzę o świecie z telewizji, żyją w świecie innym od tych, którzy czerpią ją w sieci. Zupełnie innym. Te światy czasem się zderzają, jak na stronie wyborcza.pl gdzie wielka infografika zaklina rzeczywistość, ogłaszając miażdżące zwycięstwo w debacie Bronisława Komorowskiego, a pod nią kilkaset wpisów kpi sobie z "Wyborczej" i jej manipulacji. Ci od infografiki wciąż żyją w czasach towarzysza Szczepańskiego i wczesnego Michnika, wciąż wierzą, że - jak głosi dewiza stacji telewizyjnej w starym filmie Szulkina - "Reality? We create it!" - że to oni tworzą rzeczywistość, i wystarczy, na przykład, wyciąć Kukiza z telewizji, podstawić na jego miejsce podstarzałego pajaca uszminkowanego na ziomala, obiecać emerytury przed sześćdziesiątką, JOW-y i bliżej nieokreśloną pomoc dla frankowiczów, i już, problem "gówniarzy" rozwiązany. * Duda jako polski Obama? Jest trochę podobieństw. Oczywiście, na ile mogą być podobieństwa między krajami tak odmiennymi jak Polska i USA. Kilka miesięcy temu o Dudzie nikt nie słyszał, poza może redaktorami "Polityki" (dziś plującymi sobie w brody) którzy dwukrotnie ogłosili go najlepszym z posłów. Na pierwszych wiecach Duda był jeszcze wyraźnie speszony nową sytuacją, znać było, że nie ma doświadczeń w kontakcie z tłumem, w którym zawsze znaleźć się może ktoś, kto rzuci nieżyczliwe hasło albo zada kłopotliwe pytanie. Potem nieoczekiwanie bliżej nieznany poseł z tylnego szeregu odnalazł w sobie talent do wystąpień publicznych. Obejrzyjcie zapisy z jego wieców, z konwencji. Konwencja to impreza nieco reżyserowana, powie ktoś - ale te tłumy, które przychodziły spotkać się z Dudą w różnych miastach, przychodziły same z siebie i widać było, że kandydat umiał je porwać. Dawno nie widziałem tylu pozytywnych emocji, wzbudzanych przez polityka - mówiąc dokładnie, od czasów wczesnego Tuska. Podobnie było z debatami. W pierwszej nieco oszołomiony nową sytuacją, spięty, nadmiernie ugrzeczniony - w drugiej pokazał już Duda pazur fajtera. Na przyszłość będzie sobie, jeśli taka potrzeba zajdzie, radził z nimi bardzo dobrze. Mogliśmy obserwować, jak polityk dorasta do przywództwa. Jak otrząsa się z narzucanych na niego przez propagandę stereotypów i je łamie. Wszystko, co piszą i mówią o Dudzie oficjalne media, jest nieprawdą. Nie jest wcale sztucznym produktem - wystarczy popatrzeć, jak reagują na niego prości ludzie. Nie jest wcale niczyją marionetką - już przerasta Kaczyńskiego, a jako prezydent w naturalny sposób przesłoni go i stanie się liderem całego obozu zmian. No i nie jest, przynajmniej już nie jest, żadnym mięczakiem, "budyniem z soczkiem", bo walczy z powodzeniem nie z jednym Komorowskim i jego partią, ale z całą potęgą państwa, zawłaszczonego i zamienionego w partyjny folwark przez owych "nachapanych". Widać zalety, jakich nabrał, zwłaszcza w kontraście z uosabiającym schyłek swej formacji Komorowskim. Człowiekiem, który w nikim nie budzi entuzjazmu, którego nawet najzacieklej wspierający w kampanii celebryci nazywają mniejszym złem, człowiekiem, który uosabia histeryczny strach przed zmianą nachapanych elit, gardzących "gówniarzami" i szydzących z idiotów, gotowych pracować za sześć tysięcy miesięcznie. To Komorowski składa się wyłącznie z pudru, ustawionej przez "kołczów" intonacji, wyuczonego machania rękami i tekstów odczytywanych z kartki. Kiedy z pychy, w przekonaniu o nieuchronnym zwycięstwie w pierwszej turze, na chwilę tego pudrowania i kołczowania zaniechano, mogliśmy zobaczyć go takiego, jakim pod tym makijażem jest naprawdę - nadętego, kompletnie oderwanego od rzeczywistości, przekonanego o wielkości dokonań swoich i swego towarzystwa oraz pełnego pogardy i agresji dla tych, którzy ośmielają się jego samouwielbienia nie doceniać. Zniknął uwodziciel Tusk, zniknął bajer, fascynacja tłumów, nadzieja, europejski sznyt. Zostało uporczywe trzymanie się stołków i strach przed zmianą. Bronisław Komorowski i cała wspierająca go machina udowodniły, że przed obozem rządzącym nie ma już żadnej przyszłości, żadnej energii, żadnej nadziei. Aby tylko przetrwać jeszcze trochę. Aby jeszcze nie oddać Polski gówniarzom i oszołomom. Aby nie utracić wpływów. Dopóki płyną unijne dotacje i można brać kredyty. * Od północy zaczyna się idiotyzm "ciszy wyborczej" - jeszcze jeden krzyczący dowód nieprzystawalności świata oficjalnego do świata internetu. Jutro więc odliczania wyborczego nie będzie. Idźcie, drodzy czytelnicy, na wybory, zmieńcie Polskę, puścicie w domu na głos z dedykacją dla prezydenta i jego towarzystwa "Ta ostatnia niedziela" Fogga, i niech się stanie, że, jak pisał poeta Rybowicz: Będą zdarte garnitury z tych Na których wyglądają jak przebrania Amen. Komu uda się przekonać niezdecydowanych wyborców? Wypowiedz się!