W kwietniu otrzymaliśmy, jako Grupa Poszukiwawczo-Eksploracyjna "Parsęta", wstępną informację i zaproszenie do wzięcia udziału w planowanym projekcie. W maju zadzwonił długo oczekiwany telefon, a głos Andrzeja Kuczkowskiego oznajmił, że ruszamy w teren. Trudne potwierdzenie miejsca znaleziska Miejscem odnalezienia skarbu w styczniu okazał się obszar starego bukowego lasu z dolinką z leniwie płynącym strumieniem, który przy niskim stanie wody odsłonił niemal całe dno. Widok zapinek, które mogliśmy obejrzeć tuż przed wyjazdem, pobudzał wyobraźnię i podwójnie motywował do poszukiwań. Archeolodzy przystąpili do wykonywania pomiarów i wytyczania stanowiska, my ruszyliśmy w teren. Wydawać się mogło, że nie ma łatwiejszego zadania, jak potwierdzenie miejsca znaleziska. Wiemy, czego szukać, znamy miejsce odnalezienia skarbu, które zostało precyzyjnie wskazane przez znalazcę. Jednak po kilku godzinach intensywnych poszukiwań nie udało się nam potwierdzić, czy skarb pochodzi właśnie z tego miejsca. Znaleźliśmy monety, łuski, guziki, naparstek i wiele innych przedmiotów, które nanieśliśmy na GPS, ale nie znaleźliśmy nic, co mogłoby potwierdzić wcześniejsze znalezisko. Pierwszy sygnał. I następny, i następny... Dzień dobiegł końca. Archeolodzy po wytyczeniu stanowiska zaczynali powoli zbierać swój sprzęt, gdy po krótkiej przerwie prezes naszej grupy zdecydował się na ponowne przeszukanie wytyczonego stanowiska. Zmiana ustawień, strojenie do gruntu i już po kilku minutach detektor zgłosił pierwszy ledwo rozpoznawalny płytki sygnał, który przywołał wszystkich uczestników badań. Kilka wprawnych ruchów szpachelką, krótkie przeszukanie wybranej ziemi pinpointerem i w dłoni kierownika badań Andrzeja Kasprzaka ukazała się niewielka, połyskująca srebrem blaszka, w której rozpoznano fragment okucia zapinki. Jeszcze nigdy nie widziałem, aby tak maleńki odnaleziony skrawek blaszki nagle odmienił nastrój tylu ludzi. Gdy inni oglądali znalezisko, prezes zasygnalizował następny, tym razem wyraźniejszy sygnał. Za chwilę w jego ręku ukazał się złocony kulisty kształt, który został szybko zidentyfikowany przez kierownika badań jako brakujący guz jednej z zapinek. Teraz wiemy już na pewno: to miejsce odnalezienia skarbu. W ciągu następnych minut odnajdujemy jeszcze jeden element i lokalizujemy następny sygnał, ale zbyt głęboki, aby po niego sięgać. Kierownik badań ze względu na późną porę podjął decyzję o przerwaniu prac i wznowieniu ich w dniu następnym. Kiedy rano spotkaliśmy się na stanowisku, cała ekipa działu archeologii z miejsca przystąpiła do rozstawiania sprzętu. Niwelator, przemyślne sito do przesiewania ziemi, łopaty, siekiera, piła spalinowa i wszelkiego rodzaju szpachelki. Kierownik badań rozdzielił zadania każdemu z uczestników. Ja pozostałem przy stanowisku z wykrywaczem (chyba z racji wieku?). Inni usuwali zarośla oraz ściółkę, która wcześniej sprawdzana była wykrywaczem. Po wytyczeniu siatki rozpoczęliśmy usuwanie wierzchniej warstwy, która najpierw sprawdzana była wykrywaczem, następnie podawana była na sito, by ponownie trafić pod wykrywacz. Robota paliła się w rękach. Po oczyszczeniu pierwszego kwartału wykop sprawdzaliśmy wykrywaczem i już po chwili namierzyliśmy pierwszy sygnał. Andrzej Kasprzak zlokalizował znalezisko przy pomocy GPS, niwelatora i tachimetru. Tym razem to kolejny brakujący guz zapinki. W miarę poszerzania wykopu odnajdowaliśmy następne elementy, które natychmiast były identyfikowane. Kolejny guz i sprężyna wraz ze szpilą zapinki. Pracujący na sicie, odnaleźli odłupek krzemienia. Koledzy z wykrywaczami również nie próżnowali. Odnaleźli ślady z ostatniej wojny - guziki, łuski, odłamki pierścieni wiodących, pojedyncze monety. W wykopie zaczął rysować się obiekt. Jasno szary kolor ziemi jednoznacznie wskazywał, że ziemia w tym miejscu została wcześniej naruszona. W międzyczasie odnaleźliśmy kolejny element zapinki, ale niepasujący do wcześniej znalezionych fibul. Padło pytanie, czy to jest element czwartej, której do tej pory nie odnaleźliśmy? Niestety, na to pytanie odpowiedź być może uda się uzyskać następnego dnia, gdyż późna pora nakazuje zakończyć prace. Wracamy do Kołobrzegu, a ekipa archeologów do Koszalina. I w tym momencie mógłbym zakończyć swoją relację, gdyż z przyczyn ode mnie niezależnych nie mogłem uczestniczyć w kolejnym etapie badań. Lecz ekipa archeologów i kolegów z Grupy nie próżnowała. Dokończyli prace na obiekcie, odnajdując dwa zdobione srebrne paciory. Niestety, nie udało się odnaleźć czwartej zapinki. Jak tłumaczy kierownik badań Andrzej Kasprzak, mogło jej tam w ogóle nie być. A odnaleziony skarb mógł być zdeponowany w stanie takim, w jakim został odnaleziony. Prezentacja skarbu 22 czerwca w Muzeum w Koszalinie na cyklicznym spotkaniu "W samo południe" Andrzej Kasprzak podczas doskonale przygotowanego wykładu zaprezentował skarb, który wrócił do muzeum po wstępnej konserwacji. Wg jego opinii odnalezione zabytki pochodzą z 1. połowy V wieku, o czym świadczą charakterystyczne zdobienia i nieliczne analogie z innych stanowisk. Podobny skarb z okresu wędrówki ludów odkryto na Pomorzu w 1904 roku, przy budowie linii kolejowej w miejscowości Świelino, zaledwie 15 kilometrów od miejsca odkrytego przez nas skarbu. Prelegent podkreślił, że w najbliższym czasie zostaną poddane szczegółowym badaniom i opracowaniu. Jednocześnie zwrócił uwagę na okoliczności, jakie złożyły się na końcowy sukces, a mianowicie na uczciwość znalazcy, który przekazał tak cenne zabytki, "medalową współpracę" i ogromne doświadczenie eksploratorów z kołobrzeskiej Grupy "Parsęta", a także wiedzę i doświadczenie archeologiczne pracowników koszalińskiego Muzeum. Uczestniczy badań z Grupy "Parsęta": Jan Orliński, Wojciech Białecki, Stanisław Domke, Mariusz Górecki, Maciej Mysik. Foto: Jan Orliński, Maciej Mysik, Wojciech Białecki. Jan Orliński Przedsiębiorca. Prezes i członek założyciel Grupy Eksploracyjno-Poszukiwawczej "Parsęta", wiceprezes zarządu Towarzystwa Przyjaciół Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu.