Konrad Piasecki: "To nie tak miało być, zupełnie tak..." Czy to nie jest tak, że ta piosenka doskonale pasuje do pańskiej przygody z polityką? Krzysztof Cugowski: Zdecydowanie tak. Parokrotnie cytowałem fragment tej piosenki przy różnych okazjach. Czy rozwiązanie parlamentu tę pańską przygodę z polityką definitywnie kończy? Na pewno tak. W tej chwili tak. Nikt pana nie namawia na wyborczy start? Na walkę o reelekcję? Specjalnie nikt nie naciska, ponieważ moja decyzja była znana już dawno i tu nie ma żadnego problemu. Już dawno powiedziałem, że jestem chyba jedynym parlamentarzystą, który czekał z taką wiarą w przedterminowe wybory. Gdyby pan miał dla kogoś zaśpiewać w tej kampanii wyborczej, to dla kogo? Nigdy nie śpiewałem dla nikogo i jako muzyk i jako członek niewielkiej zbiorowości muszę się od tego trzymać z daleka. Prywatnie mam swoje poglądy i ich nie zmieniam, w przeciwieństwie do bardzo wielu polityków. Cały czas pozostaje pan sympatykiem Prawa i Sprawiedliwości? Zdecydowanie tak. Większość rzeczy, które PiS miało w programie - i dwa lata temu i teraz - jest właściwe. Może sposób i technika jest niestety kulawa, ale co zrobić. "Cały świat miał być nasz, tylko go brać". To też fragment tej samej piosenki. Dlaczego go pan nie wziął - nie ta partia, nie to miejsce, czy jednak nie ten człowiek? Myślę, że to ostatnie. Święcie wierzę, że w nadchodzącym rozdaniu i parlamencie PiS i PO będą się musiały dogadać, bo nie ma innej drogi. Kiedyś w zespole mieliśmy konflikt, wiele lat temu, ale w związku z tym, że nigdy nie pokłóciliśmy się o pieniądze ani o kobiety, bo to są rzeczy fundamentalne i jeśli ludzie o tego typu sprawy się kłócą, to od tego nie ma już odwrotu. Ale widzę, że PiS i PO o to się nie pokłócą i jest nadzieja, że w przyszłym rozdaniu będą musieli się dogadać. Czyli pan jest nie tylko sierotą po PO-PiSie, ale i człowiekiem, który cały czas w niego wierzy? Nie jestem osamotniony. A co będzie pana najczarniejszym wspomnieniem z tego politycznego dwulecia? Moment zawiązania koalicji z tymi dwoma ugrupowaniami. To była katastrofa i to jest dalszy ciąg wydarzeń, pokłosie tej decyzji. A czy nie jest tak, że pan padł ofiarą częstego wśród tych parlamentarnych pierwszaków rozczarowania - że świat ma być nasz, że łapiemy pana Boga za nogi, że do parlamentu się dostajemy, a potem okazuje się, że przeciętny poseł czy senator nie ma właściwie nic do powiedzenia, bo jest taką maszynką do głosowania? W pewnym sensie ma pan rację. Ale ja nie jestem człowiekiem bez alternatywy. Dla ludzi, dla których pobyt w parlamencie jest złapaniem pana Boga za nogi pod każdym względem - statusu, finansowym = oni się tego trzymają kurczowo. W moim przypadku jest zupełnie inaczej - patrzę na to zupełnie spokojnie: nie udało się i tyle. Dziękuję i przepraszam ludzi, których w jakiś tam sposób zawiodłem tym, że nie kontynuuję tego. Ale może pan w ich oczach zyskać punkty - jako kończącemu polityczną przygodę senatorowi należy się panu solidna odprawa. Może się pan z niej zrzeknie? Nie mam się z czego zrzekać. W związku z tym, że nie jestem zawodowym parlamentarzystą, to mnie te wszystkie apanaże nie dotyczą. I nie mam się czego zrzekać. Widział pan wyborczą reklamówkę PiS-u? To zależy którą? Tę najnowszą - z układem, z biznesmenami, którzy się dogadują przy stoliku. PiS okazuje się nieprzekupny i im rozwala cały ten biznes. Wiem, z jakiego powodu jest to robione, natomiast ustawianie się w roli ludzi, którzy zwalczają ludzi zamożnych, to nie jest dobry pomysł. Kampania wyborcza ma to do siebie, że zaczynają hulać takie wariactwa. Pomimo całego szacunku i sympatii dla PO, którą mam i nigdy jej nie ukrywałem, mam w nie wielu przyjaciół, to ta akcja billboardowa, z tą hańbą, to umówmy się - to nic pięknego, to jest przykład, do czego może doprowadzić, gdy powie się za wiele i potem nie będzie można nic odkręcić. To są złe pomysły i z jednej i z drugiej strony. Dziś ostatnia senatorska decyzja przed panem. Będzie pan głosował za wyższymi ulgami podatkowymi na dzieci? Nie. Pomimo całej sympatii do ludzi mniej zamożnych, to nie jest w porządku. To jest rozdawnictwo, kampania wyborcza - może nie 500, a 1200, albo nie 1200 tylko 5000? To jest kolejne nakręcanie takiej spirali rzeczy bezsensownych. Dziękuję za rozmowę.