Sam Kiszczak w ostatnim słowie przed Sądem Okręgowym w Warszawie wniósł o umorzenie swej sprawy. Ostatnie słowo Kani sąd odroczył zaś do 5 stycznia - po tej czynności pozostanie już tylko wydanie wyroku. Jak uzasadniła sędzia Ewa Jethon, sprawę odroczono z powodu zawiłości sprawy, konieczności długiej narady oraz okresu świątecznego (wyrok musi zapaść w siedem dni po zakończeniu mów końcowych). Oznacza to, że wyrok usłyszymy albo 5 stycznia, albo w terminie do siedmiu dni od tej daty. 1 grudnia prokurator IPN Piotr Piątek zażądał kar po dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat dla 84-letniego Kani i 86-letniego Kiszczaka. Piątek powiedział wtedy, że chodzi o stwierdzenie winy oskarżonych, a nie o to, by "te starsze osoby wsadzać do więzienia". W trwającym od września 2008 r. procesie Kania i Kiszczak odpowiadają za udział w "związku przestępczym o charakterze zbrojnym", który - według IPN - na najwyższych szczeblach władzy PRL przygotowywał stan wojenny (grozi za to do ośmiu lat więzienia). Od sierpnia br. proces toczył się już bez udziału głównego oskarżonego - b. szefa PZPR, b. premiera i b. szefa MON 88-letniego gen. Wojciecha Jaruzelskiego, którego sprawę z powodu złego zdrowia sąd wyłączył z tego postępowania i zawiesił. Jest on oskarżony o kierowanie związkiem przestępczym (kara do 10 lat więzienia). IPN wniósł też o umorzenie postępowania wobec trzeciej oskarżonej, b. członkini Rady Państwa PRL 82-letniej Eugenii Kempary z powodu przedawnienia karalności - przy uznaniu jej winy. Ma ona zarzut przekroczenia uprawnień przez głosowanie za dekretami o stanie wojennym - wbrew konstytucji PRL, bo podczas sesji Sejmu Rada nie mogła wydawać dekretów. Obrońca Kiszczaka mec. Grzegorz Majewski powiedział w swej mowie, że w 1981 r. nikt się nie zastanawiał, czy stan wojenny wprowadza "uprawniony podmiot". Podkreślił, że Kiszczak nie brał udziału w obradach Rady Państwa, a jedynie realizował "obowiązujące prawo". Według adwokata Kiszczak "wchodził w skład legalnego rządu, a nie żadnej szajki przestępców", a dziś siedzi na ławie oskarżonych jako członek "zorganizowanej grupy przestępczej". - Czy dlatego, że podlegały mu uzbrojone jednostki milicji? - ironizował. Według niego, taka grupa nie istniała. - Państwo prawa dokonuje szczególnej nadinterpretacji tego prawa: nie można o legalnej władzy powiedzieć, że jest zorganizowaną grupą przestępczą - oświadczył adwokat. Podkreślił, że orzecznictwo polskich sądów nie zna takiej konstrukcji. Zdaniem Majewskiego sąd będzie musiał ocenić, czy można mówić w tej sprawie o stanie wyższej konieczności lub działaniu w wyniku błędu; według niego możliwe jest też przedawnienie (według IPN wątek "związku przestępczego" przedawnia się w 2020 r.). Dodał, że "to co się stało, przyniosło dobre skutki i w konsekwencji zmianę ustrojową, przy niemałym udziale oskarżonego". Według mecenasa właściwym organem do sądzenia Kiszczaka byłby Trybunał Stanu, ale w 1996 r. Sejm nie postawił twórców stanu wojennego przed TS. Obrońca podkreślił, że w 1981 r. istniało zagrożenie zewnętrzne, choć nie do końca możliwe do udowodnienia. Kiszczak w ostatnim słowie powiedział, że umorzenie przez Sejm kwestii odpowiedzialności konstytucyjnej definitywnie zakończyło sprawę jego odpowiedzialności za stan wojenny. - Nie ma żadnych nowych dowodów, które uzasadniałyby podjęcie sprawy przez IPN - dodał. Oskarżony powołał się na wyniki sondaży, że "ponad 50 proc. Polaków uważa wprowadzenie stanu wojennego za zasadne". - Uchroniliśmy Polskę przed wielowymiarową katastrofą - dodał. Przypomniał, że był jednym z głównych architektów "okrągłego stołu". Obrońca Kani mec. Andrzej Peterek powiedział w mowie końcowej, że "Kania nie miał nic wspólnego z grupą przestępczą", a taki związek nigdy nie istniał. - Pan Kania był przeciwnikiem użycia siły, przeciwnikiem stanu wojennego - dodał. - Gdyby Kania nie odszedł z funkcji I sekretarza, do stanu wojennego by nie doszło - dodał, mówiąc, że cytuje prof. Antoniego Dudka. Kania, który szefem PZPR przestał być w październiku 1981 r., ma zarzut za to, że wiosną 1981 r. podpisał dokument pn. "Myśl przewodnia stanu wojennego". Peterek przyznał, że Kania podpisał ten dokument, który potem skorygowano, bo "pierwotny projekt opracował płk Ryszard Kukliński". Mecenas podkreślił, że Kania nie opracowywał "żadnych aktów normatywnych" związanych ze stanem wojennym, bo po 18 października 1981 r. był on "zwykłym obywatelem PRL" - ma zaś te same zarzuty co szef MSW. Adwokat przytoczył słowa z grudnia 1980 r. wypowiedziane przez Kanię do przywódcy ZSRR Leonida Breżniewa, że "nic nie uzasadnia interwencji" i że trzeba się by wtedy liczyć z "powstaniem narodowym" w Polsce. - Ileż odwagi trzeba było mieć, by rozmawiać z nim w taki sposób - skomentował adwokat. Według niego Kania opierał się naciskom na siłowe rozwiązanie. Drugi obrońca Kani mec. Włodzimierz Ostaszewski powiedział, że Kania nie może odpowiadać za to, że 13 grudnia Rada Państwa nielegalnie wprowadziła stan wojenny. Podkreślił, że prace nad stanem wojennym uległy przyspieszeniu po jego odejściu z funkcji I sekretarza KC. - Czy można sobie wyobrazić, by Jaruzelski wydawał polecenia Kani? - pytał retorycznie adwokat. Jego zdaniem zachowanie Kani można rozpatrywać co najwyżej w kategoriach "niekaralnego usiłowania popełnienia przestępstwa, ale na pewno nie jego dokonania". - To linia obrony - tak wtorkowe wystąpienia skomentował Piątek. W październiku br. SO uznał winę b. członka Rady Państwa 94-letniego Emila Kołodzieja (wyłączonego z głównego procesu). Jego sprawę umorzono, ale tylko z powodu przedawnienia karalności. Był to pierwszy wyrok sądu RP ws. wprowadzenia stanu wojennego. W marcu br. Trybunał Konstytucyjny uznał, że dekrety o stanie wojennym przyjęto niezgodnie nawet z prawem PRL.