Dziś jest tak, że to wyborcy Kukiza zadecydują, kto zostanie prezydentem, a być może zadecydują też jesienią, kto będzie rządził w Polsce przez najbliższe lata. Na scenie mamy więc nowy elektorat, który rozdaje karty. Kolejnym rozdającym karty jest Andrzej Duda. On, nawet jak przegra 24 maja (a na to się - póki co - nie zanosi), to już wygrał. To on bierze wszystko. Jego kampania, jej przebieg i rezultaty, zmieniły polską prawicę. Zburzyła dotychczas panującą tam hierarchię. Oto okazało się, że Duda, człowiek z drugiego planu, stał się w parę tygodni politykiem na prawicy pierwszoplanowym. Zwróćmy uwagę na jego kampanię - prowadzi ją sam, spokojnie, zdobywając poparcie kolejnych grup. Gdy ją rozpoczynał, PiS, zupełnie słusznie, pochował swoje straszydła - Antoniego Macierewicza, Krystynę Pawłowicz, Joachima Brudzińskiego, Zbigniewa Ziobro, Jacka Kurskiego, i tego typu pomniejszych pyskaczy. Schował się nawet Jarosław Kaczyński. I gołym okiem widać, że to Dudzie służy. Wnioski nasuwają się same - wyborczym wynikom PiS-u służy Duda, a nie różni awanturnicy. Ludzie chcą polityków obliczalnych i spokojnych, a nie nadpobudliwych. W ten sposób Andrzej Duda stał się politykiem numer 2 w PiS-ie. Gdy przegra 24 maja - będzie lokomotywą PiS w wyborach parlamentarnych. Gdy wygra - będzie super-lokomotywą, i w sposób naturalny wokół niego będzie budował się główny ośrodek polityczny prawicy. Bo będzie miał władzę, i jest młody. Jarosław Kaczyński to rocznik 1949. Ma 65 lat. I to widać. Więc trudno przypuszczać, by ambitni działacze prawicy stawiali na niego, mogąc postawić na Dudę. Dodajmy do tego jeszcze jeden element, trochę niedoceniany - wygląda na to, że Duda Kaczyńskiemu się podoba, że prezes wyznaczył go na swego następcę, i jest z tej decyzji zadowolony. To nie znaczy, że za dwa tygodnie wszystko mu odda, tak nie będzie, Jarosław intelektualnie jest tam wciąż ponad wszystkimi. Ale - w sposób nieuchronny - krok po kroku, władza na prawicy będzie przechodziła z rąk Kaczyńskiego w ręce Dudy. Jeżeli na prawicy będziemy mieli lada moment nowego (współ)lidera, to w Platformie za chwilę zaczną się ruchy odśrodkowe. Pisałem już o tym parę dni temu - po ewentualnej porażce Komorowskiego, Ewa Kopacz nie opanuje tej partii. Schetyna też jej nie opanuje, odejdą od niej różne grupy, nastąpi rozbiór PO, swoje wezmą Balcerowiczowcy, swoje - ci, co postawią na Kukiza. Platforma - w wariancie dla niej optymistycznym - zejdzie do poziomu partii dwudziestoprocentowej. A może być gorzej. Zmiany w PO będą oznaczały emeryturę dla części działaczy, i wejście na scenę nowych, młodszych. Sukces Kukiza i Dudy jest więc zapowiedzią jeszcze jednej wielkiej zmiany - pokoleniowej. Odchodzą na naszych oczach na emeryturę politycy z pokolenia 1989, ci, którzy pojawili się w przestrzeni publicznej po Okrągłym Stole i czerwcowych wyborach. Mówił o tym Aleksander Kwaśniewski - że Polacy są już znużeni twarzami polityków, które oglądają od 25 lat, i twarzami niektórych dziennikarzy również. Ta wielka zmiana pokoleniowa, która następuje, przejawia się również w języku, który słyszymy w kampanii. Odeszły na daleki plan wspominki o konspiracyjnych zasługach, podziemnych gazetkach i tak dalej. Bardziej interesuje Polaków sprawa frankowiczów, możliwości naciśnięcia banków, sprawa śmieciówek, czy przejrzystości życia publicznego. Nie chcemy wspominać, chcemy budować. Zmiana pokoleniowa pociągnęła za sobą jeszcze jedną rzecz - zwróćmy uwagę na obecną kampanię, wielkie telewizje i wielkie gazety już jej nie kształtują, muszą liczyć się z mediami społecznościowymi, z treściami funkcjonującymi w sieci. To tam toczy się kampania, tam pojawiają się najważniejsze treści. Więc wielkie partie (i główne media) albo do tej nowej, powiedziałbym - rewolucyjnie nowej, sytuacji się dostosują, albo zaczną obumierać. Proszę, jeden dzień, a jak wiele zmienił...