I mówię to na poważnie - bo zwłaszcza w przypadku pojedynków długich, w których trudno o jednoznacznego zwycięzcę, opinie i komentarze są bardzo istotne. One na nowo kształtują poglądy. Tak będzie i tym razem. Ta debata nie była przełomem, ani zdenerwowany Duda nie przełamał Komorowskiego, ani mentorski Komorowski nie zapędził Dudy do narożnika. W tym sensie obaj mogą ogłosić zwycięstwo. Komorowski bardzo dobrze wypadł w oczach swego elektoratu, był mądry, i umiarkowany w poglądach. Ale jestem też pewien, że Duda bardzo dobrze zaprezentował się w oczach wyborców prawicy. Jako polityk kompetentny, i zaangażowany, bliski zwykłym ludziom. Każdy był dobry dla swoich. To była ciekawa debata, między konserwatywnym liberałem a konserwatywnym konserwatystą. Od innych wrażliwości, na przykład lewicowej, obaj byli oddaleni o lata świetlne. Znakomicie to było widać, choćby w debacie na temat armii, w której obaj martwili się, że jest niedozbrojona, i licytowali się, ile to więcej trzeba na nią przeznaczyć. Więcej - czyli około 130 miliardów zł. Mała część tej sumy, tak wydawanej lekką ręką, rozwiązałby - na przykład - problemy polskiej onkologii. Tysięcy ludzi, którzy umierają na raka, choć mogliby żyć. Ale o tym mowy nie było. To nie jest w tym konserwatywnym mainstreamie problemem. Podobnie było podczas dyskusji o ratyfikacji konwencji antyprzemocowej. Komorowski chwalił się, że ją podpisał. Duda mówił, że jest niepotrzebna. A kandydat lewicowy (bądź liberalny) pytałby prezydenta, dlaczego rządząca partia tak długo z jej przyjęciem zwlekała? Ale ponieważ takie pytanie nie padło, prezydent Komorowski miał ułatwione zadanie. Na pewno było mu łatwiej, gdyż niosła go opinia po pierwszej debacie. Teraz też potwierdził dobrą formę. Niewątpliwie, dziś to on jest liderem środowisk skupionych wokół Platformy. Jeśli wygra wybory, to będzie lokomotywą wyborczą swego obozu, będzie nad nim dominował. Tak, jak przez lata Tusk dominował nad nim. Andrzej Duda też może zaliczyć ostatnie tygodnie do najlepszych w swym politycznym życiu. Z trzeciego szeregu przebił się do pozycji głównej twarzy polskiej prawicy. I to twarzy, której PiS nie musi się wstydzić. Z pierwszej debaty wyciągnął wnioski, tej drugiej już nie poddał. Więc on, niezależnie od wyniku niedzielnych wyborów, już dziś może ogłosić zwycięstwo. Bo będzie albo prezydentem, albo naturalnym liderem PiS w wyborach, naturalnym następcą Jarosława Kaczyńskiego. Jak więc oceniać debatę, która wyszła mniej więcej na remis? Co może ona przynieść? O tym zadecyduje wspomniana czwarta runda i runda piąta. Polaków rozmowy - w domach, wśród bliskich. A tego nie wyłapią nawet najbardziej doskonałe sondaże.