Dlaczego ona zadecyduje? Poprzednią, w TVP i Polsacie, obejrzało 10 mln Polaków. To gigantyczna liczba. Po niej zmianie uległy główne tendencje. Zatrzymany został - a nawet odwrócony - trend, że Dudzie rośnie a Komorowskiemu spada. Prezydent odrobił aż 7 proc. straty do pretendenta i wysunął się na pierwsze miejsce. Debata zmieniła opinię o nim - że nie jest taki zły, jak prezentował się podczas ulicznych spacerów. Pokazała też wszystkie słabości Dudy, z jedną, moim zdaniem podstawową - to nie jest jeszcze polityk tego formatu, by nosić prezydencki garnitur. Jeszcze mu brakuje, to nie jest mąż stanu, to średniej rangi urzędnik. Takiego Dudę zobaczyliśmy w drugiej części debaty, gdy politycy rozmawiali twarzą w twarz. Kamery były bezlitosne, no i przede wszystkim tu nic nie dało się wcześniej ustalić. Nic przygotować. Więc osobowość polityka, jego charakter, jego horyzonty, jego refleks, inteligencję - to wszystko mieliśmy jak na talerzu. I to zadecydowało. Że spora część wyborców, powiedziała sobie - no, ten Bronek jest całkiem w porządku. A ten Duda? Jeszcze nie ten numer kapelusza. Od tego czasu upłynęło parę dni, i znów w sondażach mamy zwrot - Duda goni Komorowskiego, i wręcz go dogania. Można więc rzec, że Polacy zapominają o wrażeniach z niedzieli, i coś ważniejszego staje im przed oczami. Co? Pisałem o tym już wcześniej - wybory prezydenckie to de facto referendum. Czy jesteś za czy przeciw? Sztab Komorowskiego dobrze to rozumie. Widać to było w niedzielę, gdy w każdym niemal zdaniu zlepiał Dudę z PiS-em. W ten sposób narzucają Polakom pytanie: czy jesteś za pewnym ładem, spokojem, obliczalnością, czy za PiS-em, które chce przyjść i wszystko rozwalić, i się mścić? Duda, i to był jego błąd, nie potrafił w sposób wyrazisty narzucić własnej narracji, własnego pytania. A ono - to przecież wynika z nastrojów społecznych - brzmi: czy jesteś za zakonserwowaniem obecnych układów, tego, że na górze będą wciąż ci sami ludzie (i ich znajomi i krewni), czy też jesteś za zmianą? Za przewietrzeniem tego układu? To jest jeden z głównych leitmotivów tej kampanii - zmiana. Dość zaskorupiałym sitwom, takim, które wołają, że jest świetnie (bo im jest świetnie), i że się nie da (bo im się już nic nie chce). To była fala, która niosła Kukiza. I teraz pytanie - czy na nią wskoczy Duda? To są więc dwa główne poziomy debaty. Pierwszy - kto bardziej w oczach Polaków nadaje się na prezydenta, kto się lepiej prezentuje? Drugi - po co wybieramy prezydenta, czego od niego oczekujemy, i czego po tych wyborach oczekujemy? Trzeci, też istotny, to gra na mniejsze punkty. Elektoraty. To jest o tyle istotne, że przecież Polacy oglądają debatę jak pojedynek. Na zasadzie: czy mój kandydat dowalił temu drugiemu? I oglądają tak, że swojemu wiele wybaczają, a obcemu nie wybaczają nic. Więc trwa walka o ważne elektoraty. Po pierwsze, o elektorat Kukiza, zwłaszcza młodych, którzy gremialnie go poparli. To dlatego Komorowski wdzięczył się w programie u Kuby Wojewódzkiego, był u sportowców, no i ma referendum w sprawie JOW-ów. Chodzi tu o to, żeby przynajmniej w tej grupie nie stracić. Drugi elektorat to lewica. On jest uśpiony, wielu zwolenników lewicy w ogóle do wyborów się nie wybiera. Ale to jest wystarczająco duży rezerwuar głosów, że warto tu łowić. Komorowski walczy o tych ludzi strasząc PiS-em i proponując w miejsce 67 koncepcję 40. A Duda? On spotyka się z szefem OPZZ, i wiąż powtarza, że prezydent powinien szanować wszystkich Polaków, i ze wszystkimi rozmawiać. Tu - być może to kwestia osobowości - wypada wiarygodnie. No i trzecia grupa, którą chce zmobilizować Komorowski - to dawni wyborcy PO, dziś na tę partię obrażeni. Prezydent przymila się do nich, i mobilizuje tradycyjnie strasząc PiS-em. Prawica tę grupę demobilizuje - i temu służy na pewno przypomniana przez tygodnik "Do rzeczy" afera taśmowa, czyli podsłuchy kelnerów. Żeby zniechęcić do tej ekipy... I wyobraźmy sobie, że obaj politycy, muszą to wszystko zagrać podczas 80 minut, w zamkniętym studiu, stojąc z przeciwnikiem twarzą w twarz. A my będziemy patrzeć, słuchać i oceniać.