Projekt wprowadzono do Sejmu na wniosek komisji finansów. Zgłosili go posłowie z tej komisji, chociaż powszechnie wiadomo było, że stało za nim ministerstwo finansów z liderem Unii Wolności, Leszkiem Balcerowiczem na czele. Plan zakładał stopniowe obniżanie podatków, przy jednoczesnej likwidacji ulg. Zgodnie z nim w przyszłym roku płacilibyśmy według stawek: 19, 29 i 36 procent. W 2003 roku obowiązywałyby tylko dwie stawki: 18 i 28 procent. Proponowano wprowadzenie tylko jednej nowej ulgi, tzw. ulgi prorodzinnej, polegającej na powiększaniu kwoty wolnej od podatku dla rodzin, które mają dwójkę i więcej dzieci. Polityczne tło kolejnego podatkowego opóźnienia potwierdza - choć nie wprost - marszałek Sejmu, Maciej Płażyński: "Rząd chce przeliczyć skutki budżetowe. Rząd ustosunkował się do podatków wtedy, kiedy był rządem koalicyjnym, a teraz jest rządem AWS-owskim w związku z tym być może oceny się trochę zmieniły, jest inny minister finansów. Stąd też chęć ponownego policzenia przed przystąpieniem do debaty." Według marszałka Płażyńskiego, jeśli rząd mimo wszystko będzie chciał wprowadzić zmiany w podatkach, to pierwsza sejmowa dyskusja powinna się odbyć jeszcze przed wakacjami. W przeciwnym razie będziemy świadkami kolejnej rządowej porażki w tej dziedzinie. W sprawie podatków obowiązują bowiem sztywne terminy. Podatnicy powinni wiedzieć o zmianach w systemie podatkowym najpóźniej do listopada. Jerzy Buzek tłumaczy natomiast, że nie można dyskutować na temat obniżenia podatków, gdy wciąż nie ma decyzji na temat kształtu przyszłorocznego budżetu. Podatki osobiste to jedno ze źródeł dochodów państwa. Niewykluczone więc, że po przyszłotygodniowym posiedzeniu rządu w sprawie budżetu Rada Ministrów podejmie decyzję, że w przyszłym roku obniżenia podatków w ogóle nie będzie.