Odzyskanie zdjęć potwierdza rzecznik prokuratury wojskowej płk Zbigniew Rzepa. Jak podaje tygodnik, dzięki fotografiom śledczy będą mogli odtworzyć rozmieszczenie pasażerów w samolocie. "Wiedząc, kto gdzie siedział i znając obrażenia pasażerów, można ustalić, z jakiego kierunku nadeszło uderzenie. Z dotychczasowych analiz nie wynika, by na pokładzie mogło dojść do jakiegokolwiek wybuchu" - twierdzi rozmówca "Newsweeka" zaangażowany w sprawę, ale chcący zachować anonimowość. "Bajka o brzozie" Autorem tezy o wybuchu jest kierownik Wydziału Inżynierii Cywilnej na uniwersytecie w Akron w Ohio profesor Wiesław Binienda. Z jego prywatnej ekspertyzy ws. katastrofy smoleńskiej wynika, że zderzenie z brzozą nie mogło być przyczyną katastrofy Tu-154M. - Najpierw musiał być wybuch i musiał on nastąpić w powietrzu, żeby ściany mogły się otworzyć na zewnątrz. Dopiero później (samolot - red.) upadł całym ciężarem na ziemię - uważa Binienda. Tydzień temu badacz ponownie przedstawił swe ustalenia na posiedzeniu zespołu parlamentarnego badającego przyczyny katastrofy, którym kieruje poseł PiS Antoni Macierewicz. Po obradach prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział, że "cała bajka o brzozie jest nieprawdą". Dodał, że "wielu wybitnych polskich naukowców publicznie stwierdza, że to, co głosi na podstawie badań prof. Binienda, jest prawdą". - Wszystko było inaczej. Polskie społeczeństwo i międzynarodowa opinia publiczna były w sposób wyjątkowo cyniczny i bezczelny oszukiwane - mówił Kaczyński. W lipcu ub.r. komisja badająca katastrofę smoleńską, którą kierował ówczesny szef MSWiA Jerzy Miller, zaprezentowała swój raport. Odnosząc się do kwestii uderzenia samolotu o brzozę Miller mówił wówczas, że czym innym jest uderzanie brzozą o samolot, a czym innym zderzenie pędzącej maszyny z drzewem. Przypomniał, że brzoza nie była pierwszą przeszkodą, którą napotkał samolot. - Pierwsze przeszkody czyniły na tyle nieznaczące szkody w poszyciu samolotu, że nie prowadziło to do zmiany trajektorii lotu, co nie oznacza, że nie pozostawiało żadnych śladów na torze przelotu samolotu - zaznaczył Miller.