Gazeta dowiedziała się, że nie jeden - jak początkowo sądzili prokuratorzy - ale aż sześć telefonów komórkowych i kilka kart SIM, zabranych z firmy żony herszta gangu Wojciecha Franiewskiego - Katarzyny - zaraz potem zostało jej zwróconych. Komórki powinny być włączone do akt sprawy i zbadane, kto do kogo i kiedy dzwonił z tych aparatów. Tymczasem sfotografowano je i oddano właścicielce. Połączeń nie skontrolowano. A już wtedy - w 2004 r. - tropy prowadziły do szefa gangu. Z nieoficjalnych informacji "Rzeczpospolitej" wynika, że gdańscy prokuratorzy szczegółowo sprawdzają, kto i kiedy podejmował kontrowersyjne decyzje dotyczące istotnych dowodów rzeczowych. W tej sprawie przez kilka lat śledztwa zebrano ich ok. 400. Śledczy chcą wiedzieć dlaczego gros ważnych dowodów potraktowano z lekceważeniem.