Z inicjatywą ponownego złożenia projektu Komitetu "Ratujmy Kobiety 2017" wyszła w minionym tygodniu Nowoczesna, by wyjść naprzeciw środowiskom kobiecym, które popierały tę propozycję. Nowoczesna nie ma jednak wystarczającej liczby posłów popierających projekt Komitetu "Ratujmy Kobiety 2017", by złożyć go samodzielnie w Sejmie, dlatego rzeczniczka partii Paulina Hennig-Kloska apelowała do posłów PO i koła Unii Europejskich Demokratów, by wsparli Nowoczesną w zbiórce podpisów. Jak mówiła PAP Scheuring-Wielgus, większość podpisów pod projektem złożyli posłowie Nowoczesnej; projekt poparła jedna posłanka PSL Urszula Pasławska oraz trzech posłów UED. Szef klubu PO Sławomir Neumann mówił wcześniej PAP, że posłowie Platformy nie podpiszą się pod tym projektem. W minionym tygodniu Nowoczesna złożyła w Sejmie inny projekt liberalizujący prawo aborcyjne, autorstwa posłanki Joanny Schmidt. Projekt był gotowy już jesienią 2017 r., jednak w klubie Nowoczesnej pojawiły się problemy z zebraniem wymaganej liczby podpisów pod projektem (minimum 15) - poparło go wówczas tylko 12 posłów. Sejm odrzucił dwa tygodnie temu obywatelski projekt Komitetu "Ratujmy Kobiety 2017", który zakładał m.in. aborcję na życzenie kobiety do 12 tygodnia ciąży, a skierował do dalszych prac w komisji projekt, którego celem jest wykreślenie z obecnej ustawy o planowaniu rodziny przepisu, który pozwala na terminację ciąży z powodu ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu. Lewicowy projekt przepadł, dlatego, że kluby PO i Nowoczesnej podzieliły się podczas głosowania - większość posłów PO i Nowoczesnej była za przekazaniem go do dalszych prac, troje posłów PO (J.Fabisiak, M.Biernacki i J.Tomczak) głosowało przeciw, a 29 posłów Platformy i 10 Nowoczesnej w ogóle nie brało udziału w głosowaniu. Do tego, aby projekt Komitetu "Ratujmy Kobiety 2017" nie został odrzucony, zabrakło 9 głosów.