Podczas śledztwa w sprawie wypadku Piotr Piątek zeznał, że sygnały dźwiękowe były włączone. Dziś twierdzi, że kłamał, podobnie jak jego koledzy - podaje "Gazeta Wyborcza". Podkreśla, że nikt wprost nie instruował go do składania fałszywych zeznań. "Każdy z nas był osobno przesłuchiwany, ale wcześniej wiedzieliśmy, co mamy zeznawać. Przed przesłuchaniem usłyszałem tylko: 'Piotrek, wiesz jak było...'. Ja sobie zdawałem sprawę, że chcąc dalej pracować i awansować musiałem mówić to, co reszta" - tłumaczy. Wypadek Beaty Szydło "Ta sprawa nie dawała mi spokoju. Są ludzie, którzy chcą, by prawda nie przedostała się do opinii publicznej. Fatalnie się z tym czuję, nie mogłem dłużej z tym żyć" - podkreślił Piotr Piątek. Do publikacji odniósł się uczestnik wypadku. "Przełom, który mógłby zaoszczędzić prawie 5 lat życia, ale lepiej późno niż wcale" - napisał Sebastian Kościelnik na Twitterze. Wypadek Szydło. Opozycja o nowych doniesieniach Sprawa wywołała falę komentarzy. "Doprowadzili do katastrofy, winę zrzucili na ofiarę, niszcząc jej życie, cały czas kłamali i zmuszali innych do kłamstw, byle uniknąć odpowiedzialności. Zrobili tak całej Polsce, nie tylko Sebastianowi z seicento" - ocenił przewodniczący PO Donald Tusk. "Ta sprawa powinna p. Szydło i wtedy szefa MSWiA p. Błaszczaka wyrzucić z polityki" - stwierdził z kolei Tomasz Siemoniak (KO). Siemoniak zwrócił się także do Sebastiana Kościelnika, uczestnika wypadku. "Panie Sebastianie, cała uczciwa i przyzwoita Polska jest po stronie prawdy. Przykład chorążego Piątka pokazuje, że coraz więcej ludzi nie znosi kłamstwa. Ludzie bez sumienia niszczący słabszych pokroju p. Szydło i p. Błaszczaka zapłacą za swoje niegodziwości. Proszę się trzymać!" - napisał. "Zmuszanie do fałszywych zeznań funkcjonariuszy BOR-u i uruchomienie państwowej machiny, by zniszczyć niewinnego Sebastiana z Oświęcimia, powinny na zawsze zmieść ze sceny politycznej byłą premier Beatę Szydło i ówczesnego szefa MSWiA Mariusza Błaszczaka. Kłamcy i hipokryci" - ocenił Borys Budka (KO). Do nowych informacji odniosła się w rozmowie z Interią także posłanka KO Katarzyna Lubnauer. - Sebastian zderzył się z państwem PiS. Zeznania funkcjonariusza SOP nie pozostawiają złudzeń, władza posuwa się do kłamstw, żeby wygrać z obywatelem. Mamy pełne zepsucie władzy, odór zepsucia - ocenia. - Najciekawsze jest, czy ówczesna premier Szydło zeznała nieprawdę, co podlegałoby karze więzienia do ośmiu lat - zastanawia się i dodaje: Oczekuję, że kierowca seicento, w którego wjechała kolumna rządowa zostanie uniewinniony, a karę poniesie osoba odpowiedzialna. Politycy PiS, z którymi się kontaktowaliśmy, odmówili komentarza. Wyrok ws. wypadku Beaty Szydło Przypomnijmy: Do wypadku doszło 10 lutego 2017 roku. Według policji rządowa kolumna trzech samochodów, w której jechała ówczesna premier Beata Szydło (jej pojazd znajdował się w środku kolumny), wyprzedzała w Oświęcimiu fiata seicento. Jego 21-letni kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w auto ówczesnej szefowej rządu, które wjechało w drzewo. Poszkodowana została Beata Szydło oraz funkcjonariusze BOR.Jednym z głównych wątków sprawy było to, czy kolumna z premier Szydło miała włączone zarówno sygnały świetlne, jak i dźwiękowe - a więc czy były to pojazdy uprzywilejowane. W 2020 r. sąd pierwszej instancji uznał, że kierowca seicento Sebastian Kościelnik jest winien nieumyślnego spowodowania wypadku. Zarazem umorzył on warunkowo postępowanie na okres roku i uznał, że przepisy złamał także kierowca BOR. Zarówno prokuratura jak i oskarżony odwołali się od wyroku.