Informację tę potwierdzili rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie Tomasz Ozimek oraz wiceprzewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych (PKBWL) Andrzej Pussak. Zaznaczył on, że w prokuratorskim przesłuchaniu weźmie też udział przedstawiciel komisji. - To będą bardzo cenne informacje, oczywiście jeżeli nie wymazała ich amnezja powypadkowa - powiedział Pussak. Dodał, że według informacji płynących ze szpitala, mężczyzna sam wyrażał już chęć rozmowy z przedstawicielami służb. W sobotę po południu w katastrofie maszyny używanej przez prywatną szkołę spadochronową zginęło 11 osób. Uratowana została tylko jedna osoba - ok. 40-letni mężczyzna m.in. ze złamaniami ręki, żeber i uszkodzeniem kręgosłupa na odcinku lędźwiowym został przetransportowany helikopterem do częstochowskiego szpitala. Jak przekazała rzeczniczka placówki Beata Marciniak, w poniedziałek rano zmierzali tam już częstochowscy prokuratorzy, by przesłuchać pacjenta przebywającego od soboty na oddziale intensywnej opieki medycznej. Choć już w niedzielę rano lekarze rozważali przeniesienie mężczyzny na oddział chirurgii, ostatecznie pozostawili go na intensywnej opiece - ze względu na potrzebę dokładnego monitorowania jego obrażeń. W poniedziałek Marciniak przekazała, że stan pacjenta - również psychiczny - pozostaje stabilny i dlatego lekarze nie widzieli już przeciwwskazań dla jego rozmowy ze śledczymi. Wczesnym popołudniem specjaliści mieli też rozważyć prośbę rodziny o przewiezienie rannego na dalsze leczenie do Krakowa, skąd pochodzi. Śledczy mają nadzieję, że zeznania mężczyzny pomogą w ustaleniu przyczyn katastrofy. Częstochowska prokuratura prowadzi śledztwo pod kątem przestępstwa sprowadzenia katastrofy w ruchu lotniczym. Główne kierunki postępowania dotyczą możliwości: awarii maszyny, błędu ludzkiego oraz nieprawidłowości przy organizacji i kontroli lotu. Śledczy od soboty zabezpieczali dokumentację, uczestniczyli w oględzinach wraku i zwłok oraz przesłuchiwali świadków. Niezależnie od przesłuchania ocalałego rannego, w poniedziałek rano prokuratorzy oraz specjaliści Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych rozpoczęli drugi dzień szczegółowych oględzin miejsca katastrofy. Jeszcze w niedzielę zapowiedzieli, że dokończą rozbiórkę wraku. Potem mieli też sprawdzać dostępne dokumenty - techniczne i personelu latającego. W niedzielę samolot został rozebrany w ok. 90. proc. Od wraku zostały oddzielone najbardziej newralgiczne - według PKBWL - elementy, czyli silniki i zespoły śmigieł z tzw. reduktorami. Specjalistom Komisji zależało na dostaniu się do zdeformowanego kokpitu maszyny, gdzie znajdują się elementy wyposażenia, z których część mogła rejestrować rejs tego samolotu i jego parametry. Z wraku wydobyto też zniszczony sprzęt nagrywający uczestników lotu. Nie wiadomo jeszcze czy urządzenia te przed katastrofą były włączone i czy katastrofę mogły przetrwać nośniki danych. Podobny problem dotyczy dokumentacji samolotu, z której część, m.in. pokładowy dziennik techniczny, znajdowała się na pokładzie. Wrak jest bardzo zniszczony: niezależnie od uszkodzeń od uderzenia o ziemię, spłonął w ok. 80 proc. Specjaliści Komisji w ciągu 30 dni mają upublicznić tzw. raport wstępny ze swoich prac. Akcentują przy tym, że ich rolą nie jest orzekanie o winie, lecz znalezienie przyczyny zdarzenia i wskazanie właściwych działań profilaktycznych. Samolot wystartował w sobotę ok. godz. 16 z podczęstochowskiego lotniska w Rudnikach, rozbił się ok. trzech kilometrów dalej, w miejscowości Topolów, w gminie Mykanów. Po katastrofie wrak palił się. W chwili przyjazdu strażaków na miejsce poza samolotem znajdowały się trzy osoby, które zdołał wyciągnąć z wraku mieszkający w pobliżu b. strażak. Choć pożar został szybko ugaszony, ciała dziewięciu ofiar we wraku zostały praktycznie zwęglone. Sekcje zwłok mają być wykonywane od poniedziałku. W przypadku ofiar, które po katastrofie pozostały w maszynie, konieczne będą badania DNA. Choć prokuratorzy mają wiedzę nt. tożsamości ofiar, nie ujawniają bliższych informacji na ten temat. Miejsce katastrofy leży w linii prostej ok. 3 km od lotniska w Rudnikach. Samolot spadł niedługo po starcie, w pewnej odległości od zabudowań. Był to dwusilnikowy Piper PA-31 Navajo o rejestracji N11WB - niedawno sprowadzony do Rudnik przez prywatną szkołę spadochronową Omega. Samolot nie był zarejestrowany w Polsce, a w Stanach Zjednoczonych. Prokuratorzy mają wyjaśniać m.in. kwestię jego badań technicznych. Jeżeli okaże się np., że dokumenty znajdowały się w samolocie i uległy zniszczeniu, poproszą o pomoc służby amerykańskie. Przedstawiciele PKBWL przypominali w niedzielę, że samolot na amerykańskich znakach może wykonywać loty w polskiej przestrzeni powietrznej, powinno to być tylko zgłoszone do Urzędu Lotnictwa Cywilnego.