Okazuje się również, że dowódca plutonu - Tomasz B. po odprawie z dowódcą bazy, majorem Olgierdem C, miał powiedzieć do kolegów, że nie wykona rozkazu. Dotyczył on ostrzału wzgórz. Na miejscu akcji, po wyjechaniu z bazy, inicjatywę za młodego i przestraszonego sytuacją Tomasza B. przejął jego zastępca, chorąży Andrzej O. Wtedy Tomasz B. bojąc się ofiar cywilnych, wsiadł do samochodu i wrócił do bazy upewnić się, czy naprawdę jego grupa ma ostrzeliwać wzgórza. To właśnie w tym czasie moździerze oddały serie i jeden z pocisków lub pociski zabiły niewinnych Afgańczyków. Czy to był tragiczny przypadek, czy też - co jeszcze bardziej dramatyczne - świadome postępowanie żołnierzy - ustali sąd.