10 lipca 1941 roku w Jedwabnem w miejscowej stodole spalono miejscowych Żydów. W zbrodni tej uczestniczyli Polacy, natomiast nadal nie do końca ustalona jest rola w niej Niemców, którzy zaledwie kilkanaście dni wcześniej zajęli te tereny, wcześniej administrowane przez ZSRR. Według ustaleń IPN-owskiego prokuratura Radosława Ignatiewa, rola Polaków w zbrodni była kluczowa. W ogłoszonym w lipcu 2002 roku raporcie napisał on, że Niemców zbrodnia obciąża w sensie ogólnym, ale jej wykonawcami byli polscy mieszkańcy Jedwabnego i okolic, około 40 mężczyzn. "Niemcy w małej grupie asystowali przy wyprowadzaniu Żydów na rynek i do tego ograniczyła się ich czynna rola" - napisał przed dziesięciu laty prokurator Ignatiew. Potwierdził zatem większość tez zawartych w słynnej książce Jana Tomasza Grossa "Sąsiedzi". Inna, zdaniem IPN, była liczba zamordowanych Żydów - było ich nie 1600, ale najprawdopodobniej 200-300. Raport głęboko schowany w archiwach IPN Jednak w tamtym czasie nie cała dokumentacja trwającego ponad rok śledztwa ujrzała światło dzienne. W ukryciu, głęboko schowany w archiwach IPN pozostał np. raport profesora Andrzeja Koli z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, szefa zespołu archeologów, prowadzących wiosną 2001 roku prace ekshumacyjne na terenie dawnej stodoły w Jedwabnem. Mimo pewnych trudności redakcji "Wprost" udało się dotrzeć do tego raportu. Choć generalnie potwierdza on znany przebieg wydarzeń, ujawnia kilka nieznanych szczegółów. Profesor Kola przyznaje na przykład, że to co działo się w Jedwabnem między 30 maja a 4 czerwca 2001 roku było raczej parodią ekshumacji - pisze "Wprost". Przeprowadzeniu rzetelnych prac sprzeciwili się bowiem rabini, argumentując, że wykopywanie zwłok jest sprzeczne z religią żydowską - wyjaśnia gazeta. Ich stanowisko zaakceptowali dyrektor Komisji Ścigania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu prof. Witold Kulesza i jego zwierzchnik, minister sprawiedliwości Lech Kaczyński. "Konflikt 'religijnego prawa żydowskiego' i 'stanowionego prawa polskiego'" Profesor Kola pisze: "Eksplorację i planowaną programem ekshumację obu mogił uzależniono od decyzji specjalnie zaproszonego specjalisty żydowskiego od spraw ekshumacji, rabina [Menachema] Eksteina z Izraela. Jego przyjazd nastąpił dopiero w godzinach popołudniowych, w środę drugiego tygodnia prac. Wspólnie z nim przybył rabin Michael Schudrich oraz z ramienia Instytutu Pamięci Narodowej prof. [Witold] Kulesza, który reprezentował w Jedwabnem ministra sprawiedliwości RP Lecha Kaczyńskiego. Po wspólnej odprawie, w której oprócz przybyłych rabinów uczestniczyli członkowie ekspedycji (archeolodzy, antropolodzy i medycy sądowi), a także prowadzący bezpośrednio śledztwo prokurator [Radosław] Ignatiew i nadzorujący śledztwo z ramienia IPN prokurator [Lucjan] Nowakowski z Warszawy, przystąpiono do eksploracji nawarstwień w obu mogiłach według metody zaprezentowanej przez rabina Eksteina. Polegała ona na precyzyjnym zdejmowaniu w obrębie grobów (przy pomocy szpachelki i pędzli) wierzchniej warstwy gruntu. Jednocześnie rabin Ekstein oświadczył, że tylko przy zastosowaniu takiej metody jest możliwa eksploracja wnętrza grobów, i to tylko do momentu ukazania się szczątków kostnych w układzie anatomicznym. Szczątki będzie można wówczas oczyścić delikatnie pędzlem i dokonać ich obserwacji, jednak bez ich podnoszenia, a nawet dotykania. Do przyjęcia takiej metody zobligował nas prof. Kulesza, twierdząc, że uzgodniona ona została z ministrem Kaczyńskim. Na krytyczne uwagi co do takiej metody ekshumacji, wypowiedziane przez piszącego te słowa, a także przez antropologów i medyków sadowych prof. Kulesza oświadczył, iż przyjęcie jedynie takiego sposobu 'ekshumacji' jest tu tylko możliwe, a jej przeprowadzenie (w gruncie rzeczy tej pseudoekshumacji) jest tu, ze względu na konflikt 'religijnego prawa żydowskiego' i 'stanowionego prawa polskiego' w obecnej sytuacji dla strony polskiej 'racją stanu'. Farsa tej 'pseudoekshumacji' wynikała ponadto z tego, iż jak oświadczyli rabini, rabin Schudrich już następnego dnia, tj. w czwartek 31 maja o godz. 10 musi opuścić Jedwabne ze względu na planowany odlot do Nowego Jorku, natomiast rabin Ekstein tego samego dnia o godzinie 17 musiał wyjechać do Warszawy i dalej tego samego jeszcze dnia odlatywał do Izraela. Dlatego oświadczono nam, iż ekshumacje musimy zakończyć najpóźniej 31 maja do godziny 16 ze względu na konieczność zorganizowania uroczystości pogrzebu wyekshumowanych szczątków. Bez udziału rabina natomiast jakiekolwiek prace w obrębie grobów, jak oświadczono, nie są możliwe. Ponadto, jak oświadczyli rabini, zbliżał się szabas (od piątku wieczór i sobota) i żadna ekshumacja z udziałem rabina w tym czasie nie jest możliwa". "46 sztuk łusek niemieckiej broni typu mauser" Tyle fragment raportu. Prace ekshumacyjne rzeczywiście przerwano 31 maja i wrócono do nich na krótko 4 czerwca 2001 roku. Z raportu profesora Koli wynika też, że mimo tych bardzo niesprzyjających warunków odkryto "sprażone i spalone kostne szczątki ludzkie", a także przedmioty należące do ofiar, min, "złota obrączkę, łańcuszek, srebrny zegarek, srebrna polska monetę dwuzłotową", a także "klucze, bębenek od maszyny krawieckiej". Odkopano także resztki pomnika Lenina, do którego rozbiórki, według świadków zbrodni, mieli być zmuszeni Żydzi na krótko przed mordem. Potem pomnik miał być wrzucony razem z nimi do grobu. Najciekawszy element raportu to stwierdzenie, że znaleziono m.in. "46 sztuk łusek niemieckiej broni typu mauser". Zdaniem "Wprost" mogło to oznaczać, że Niemcy brali jednak w zbrodni większy udział, niż ustalił prokurator Ignatiew. Karabiny typu mauser (MG34) były bowiem w 1941 na wyposażeniu armii niemieckiej. Więcej w noworocznym numerze tygodnika "Wprost" w artykule Magdaleny Rigamonti i Piotra Śmiłowicza "Kończcie już, bo szabas".